Blancmesnil naprzykład), któryby nie twierdził, że szaleje za muzyką. Ja nienawidzę wszystkiego, co jest romanzą francuską.
Dobra muzyka każe mi marzyć z rozkoszą o osobie, która wypełnia moje serce w danej chwili. Stąd rozkoszne momenty, jakie przeżyłem w Scala, od 1814 do 1821.
To było nic mieszkać u pana Daru, trzeba było tam jadać, co mnie nudziło śmiertelnie.
Kuchnia paryska nie podobała mi się prawie tak samo jak brak gór, prawdopodobnie z tej samej przyczyny. Nie wiedziałem, co to jest brak pieniędzy. Z tych dwóch powodów, nic nie było mi równie uprzykrzone jak te obiady w szczupłem mieszkaniu pana Daru.
W tym salonie i w tej jadalni cierpiałem okrutnie, przechodząc kurs owego wychowania przez obcych, od którego rodzina mnie tak roztropnie uchroniła.
Styl grzeczny, ceremonjalny, dopełniający skrupulatnie wszystkich form, jest mi niedostępny jeszcze dziś; mrozi mnie i zamyka mi usta. Niech się jeszcze domięsza do tego ton religijny i deklamacja o wielkich zasadach moralnych, — jestem trup.
Można osądzić działanie tej trucizny w styczniu 1800, kiedy padła na organy jeszcze zupełnie świeże.
Przybywałem do salonu o wpół do szóstej; tam, drżałem na myśl, że trzeba mi będzie podać rękę pannie Zofji albo pani Cambon, albo pani Le Brun albo wreszcie samej pani Daru, aby ją poprowadzić do stołu.
Przy stole nie było ani jednego dania, któreby mi sprawiło przyjemność. Kuchnia paryska nie smakowała mi strasznie i jeszcze mi nie smakuje po tylu latach. Ale ta przykrość była niczem w moim wieku; odczuwałem ją wszak i wówczas kiedy mogłem iść do restauracji.