Zato przymus moralny mnie zabijał.
To nie było uczucie niesprawiedliwości i nienawiści do ciotki Serafji, jak w Grenobli.
Dalby Bóg, abym się był wykpił tego rodzaju niedolą! To było o wiele gorzej, to było nieustanne poczucie rzeczy które chciałem czynić a których nie mogłem dosięgnąć.
Osądźcie rozmiar mego nieszczęścia! Ja, który się miałem równocześnie za Saint-Preux i Valmonta (z Niebezpiecznych Związków, naśladowanie Klaryssy, które się stało brewjarzem prowincjałów), ja, który, czując w sobie nieskończoną skłonność do tego aby kochać i być kochanym, sądziłem że brak mi tylko sposobności, ja czułem się niezdarny i niezręczny w towarzystwie które mi się wydawało smutne i markotne; cóżby dopiero było w miłym salonie!
Więc to to był ów Paryż, którego tyle pragnąłem!
Nie rozumiem dzisiaj w jaki sposób ja nie oszalałem od 10 listopada 1799 do 20 sierpnia 1800 w przybliżeniu, kiedy wyjechałem do Genewy.
Nie wiem jeszcze, czy, poza obiadem, nie musiałem bywać na śniadaniu.
Ale jak odmalować moje szaleństwo? Wyobrażałem sobie społeczeństwo jedynie i wyłącznie na podstawie Sekretnych pamiętników Duclosa, siedmiu tomów Saint-Simona do owego czasu wydanych, oraz romansów.
Widziałem świat — a i to przesz szyjkę od butelki — jedynie u pani de Montmort, oryginału pani de Merteuil z Niebezpiecznych związków. Była teraz stara, bogata i kulawa. Tego byłem pewny; co się tyczy strony moralnej, protestowała kiedy mi chciano dać tylko pół smażonego orzecha; kiedy szedłem do niej do Chevallon, zawsze mi kazała dawać cały. „To robi taką przykroić dzieciom!“ mówiła.
Autentyczny szczegół o pani de Merteuil jest może tu nie na
Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/250
Ta strona została skorygowana.