miejscu, ale chciałem przez anegdotę z orzechem pokazać, ile ja znałam świata.
To nie wszystko, są gorsze rzeczy. Wyrzucałem sobie jak hańbę, prawie jak zbrodnię, milczenie które panowało zbyt często na dworze starego mieszczanina, znudzonego despoty, jakim był stary Daru.
To była moja główna zgryzota. Mężczyzna powinien był być — wedle mnie — namiętnym kochankiem, a równocześnie wnosić radość i życie w każde towarzystwo.
A jeszcze ta powszechna radość, ta sztuka podobania się wszystkim, nie powinna się opierać na sztuce schlebiania gustom i słabościom: nie śniło mi się zgoła o tej stronie sztuki podobania się, która byłaby mnie prawdopodobnie oburzyła. Przyjemność, której pragnąłem, to była czysta radość Szekspira w jego komedjach, swoboda, która panuje na dworze wygnanego księcia w lesie ardeńskim.
Ta czysta i lotna radość na dworze starego prefekta-libertyna, do tego znudzonego, i dewota, jak sądzę...
Absurd nie może sięgać dalej; ale moje nieszczęście, mimo że oparte na absurdzie, było, mimo to, niemniej realne.
Te milczenia, kiedy byłem w salonie pana Daru, doprowadzały mnie do rozpaczy.
Czem byłem w tym salonie? Nie otwierałem ust, jak mi mówiła później pani Le Brun, margrabina de Graves. Hrabina d’Ornisse wspomniała mi niedawno, że pani Le Brun lubi mnie; poprosić ją o jakieś objaśnienia co do miny, jaką miałem w salonie pana Daru, w czasie mego pierwszego pobytu, z początkiem 1800.
Umierałem z przymusu, ze skrępowania, z niezadowolenia z samego siebie. Kto byłby mi powiedział, że największa radość mego życia spadnie na mnie w pięć miesięcy później!
Spadnie to jest właściwe słowo: spadła ona z nieba, ale i tak płynęła z mojej duszy. Ta dusza była moją jedyną ucieczką przez cztery czy pięć miesięcy, przez które mieszkałem u pana Daru.
Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/251
Ta strona została skorygowana.