Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

zajść na te same ciasteczka. Było to trochę dla przyjemności, a wiele dla chwały. Przyjemność była nędzna, a chwała, zdaje się, także; jeżeli ktoś zwrócił uwagę, ujrzał w tem z pewnością jedynie płaskie naśladownictwo. Byłem daleki od naiwnego wyznania pobudek tego kroku; byłbym ja z kolei oryginalny i szczery, i może moja wyprawa o dziesiątej wieczór wyłudziłaby uśmiech tej znudzonej rodzinie.
Choroba, która kazała doktorowi Portal drapać się na moje trzecie piętro w pasażu Sainte-Marie, musiała być poważnna, bo straciłem wszystkie włosy. Nie omieszkałem kupić peruki, a mój przyjaciel, Edmund Cardon, nie omieszkał jej, pewnego wieczora, zarzucić na karnisz u portjery w salonie swojej matki.
Cardon był bardzo szczupły, bardzo wysoki, doskonale wychowany, bardzo bogaty, cudowna lalka, syn pani Cardon, pokojówki królowej Marji Antoniny.
Cóż za kontrast między Cardonem a mną! mimo to, zbliżyliśmy się. Byliśmy przyjaciółmi w czasie bitwy pod Marengo, był wówczas adjutantem ministra wojny Carnota; pisywaliśmy do siebie aż do 1804 lub 1805. W 1815, ten chłopiec wykwintny, szlachetny, uroczy, strzelił sobie w łeb, widząc że aresztują marszałka Ney, jego powinowatego. Nie był skompromitowany w niczem, było to zupełnie przelotne szaleństwo, spowodowane bezgraniczną próżnością dworaka, który nagle miał marszałka i księcia za kuzyna. Od 1803 lub 1804 kazał się nazywać Cardon de Montigny, przedstawił mnie swojej żonie, bogatej i eleganckiej, jąkającej się nieco. Syn tego dobrego i miłego chłopca nazywa się pan de Montigny, jest radcą czy audytorem przy Sądzie apelacyjnym w Paryżu.
Ach, ileż dobrego zrobiłaby mi wówczas dobra rada! Ile dobrego zrobiłaby ta sama dobra rada w 1821! Ale, do djabła, nigdy mi jej nikt nie użyczył. Zrozumiałem to około 1826, ale było już prawie za późno, zresztą zanadto byłoby to sprzeczne z memi przyzwyczajeniami. Widziałem później jasno, że to jest sine qua non