pana Daru; pan Barthomeuf, człowiek pospolity ale dobry urzędnik, zaczynał wówczas karjerę jako jego sekretarz prywatny (to znaczy urzędnik płatny przez Minist. Wojny). Zatrudniony w biurze, w którem pisał pan Daru, cierpiał wszystkie napady humorów oraz nadmiar pracy, jakiej ten człowiek straszliwy dla siebie i dla drugich żądał od wszystkich, z którymi miał do czynienia. Niebawem udzielił mi się zaraźliwy strach, jaki budził pan Daru, i nigdy, w stosunku do niego, nie opuszczało mnie to uczucie. Urodziłem się nadzwyczaj wrażliwy, a brutalność jego słów była bez granic i bez miary.
Długi czas wszelako byłem za małą figurą, aby być maltretowany przez niego. I teraz, kiedy się nad tem rozsądnie zastanowię, widzę, że nigdy mnie naprawdę nie maltretował. Nie wycierpiałem ani setnej części tego, co wycierpiał pan de Baure, ex-generalny adwokat przy parlamencie w Pau. (Czy istniał taki parlament? Nie mam w Civita Vecchia żadnej książki, aby go poszukać; ale tem lepiej, ta książka, pisana jedynie z pamięci, nie będzie przepisana z innych książek).
Wszystko w ministerjum wojny drżało, wchodząc do biura pana Daru. Co do mnie, bałem się już patrząc na jego drzwi. Istoty pospolite, jak (w mojem mniemaniu) pan Barthomeuf, musiały mniej odczuwać nieprawdopodobne słowa, jakiemi ten wściekły wół obrzucał każdego, kto się doń zbliżał w chwili gdy był zawalony pracą.
Tym postrachem popędzał siedmiuset lub ośmiuset urzędników w ministerjum wojny, którego szefowie — piętnaście czy dwadzieścia grubych ryb, przeważnie bez śladu zdolności, mianowani szefami oddziałów — cierpieli największą poniewierkę od pana Daru. Bydlaki te, zamiast skracać i upraszczać kwestje, starały się często je zagmatwać, nawet dla pana Daru. Przyznaję, że to może rozwścieczyć człowieka, który widzi po lewej ręce na swoim biurku dwadzieścia lub trzydzieści pilnych listów do odpowiedzenia. A tych listów wymagających decyzji widziałem często na stopę wysoko na
Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/270
Ta strona została skorygowana.