oka, obliczał bardzo ściśle wartość umeblowania. Dziadek podsuwał upokarzające wyznania milordowi Périer, który unikał dobrego towarzystwa Grenobli jak zarazy (około 1780).
Pewnego wieczora, dziadek spotkał go na ulicy:
„Chodź ze mną do pani de Quinsonnas.
— Przyznam ci się do jednej rzeczy, drogi Gagnon: kiedy się spędziło jakiś czas bez widoku dobrego towarzystwa i kiedy się przywykło potrosze do złego, człowiek czuje się w dobrem nie na swojem miejscu“.
Przypuszczam, że dobre towarzystwo prezydentowych parlamentu w Grenoble, pań de Sassenage, de Quinsonnas, de Bailly, rozwijało jeszcze afektację w stopniu za silnym dla człowieka żywego i naturalnego jak milord Périer. Sądzę, że nudziłbym się mocno w towarzystwie, w którem Montesquieu błyszczał około roku 1745, u pani de Geoffrin albo u pani de Mirepoix. Odkryłem świeżo, że dowcip dwudziestu pierwszych stronic La Bruyère’a (który w 1803 był moim brewjarzem literackim, na wiarą pochwał Saint-Simona) jest wierną kopją tego, co Saint-Simon nazywa szczytem dowcipu. Otóż, w 1836, te same stronice są błahe, puste, w bardzo dobrym tonie z pewnością, ale niezbyt warte trudu napisania ich. Styl jest cudowny w tem, że nie psuje myśli, która ma to nieszczęście, że jest sine ictu. Tych dwadzieścia stronic miało może smak aż ido roku 1789. Dowcip, tak rozkoszny dla tego kto go czuje, nie trwa. Jak piękna brzoskwinia psuje się w kilka dni, dowcip psuje się w dwieście lat, i o wiele szybciej, jeżeli zajdzie przewrót w stosunkach między klasami danego społeczeństwa, w rozdziale władzy w społeczeństwie.
Dowcip musi być o pięć czy sześć stopni powyżej pojęć, które tworzą inteligencję publiczności.
Jeśli jest o osiem stopni wyżej, przyprawia tę publiczność o ból głowy (wada konwersacji Dominika[1], kiedy się ożywi).
- ↑ Jeden z kryptonimów jakie sobie dawał Stendhal.