Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/294

Ta strona została skorygowana.

łowę otręb, które mi kazał kupować dla mojego. Ten roztropny służący objawił gotowość przejścia do mojej służby; byłby mnie wodził za nos, podczas gdy straszliwy Burelviller maltretował go.
Ta piękna przemowa nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Uważałem z pewnością, że jestem winien nieskończoną wdzięczność kapitanowi.
Zresztą, byłem tak szczęśliwy że oglądam piękne widoki i tryumfalny łuk kwietniowy, iż miałem tylko jedno pragnienie: aby to życie trwało ciągle.
Sądziliśmy, że armja jest o czterdzieści mil przed nami.
Naraz zastaliśmy ją wstrzymaną przez fort Bard.
Widzę się biwakującego o pół mili od fortu, na lewo od gościńca.
Nazajutrz miałem dwadzieścia dwa ukłucia komarów na twarzy i jedno oko zupełnie zamknięte.
Tutaj opowiadanie spływa się ze wspomnieniem.
Zdaje mi się, żeśmy się zatrzymali dwa albo trzy dni pod Bard.
Bałem się mocy z powodu ukąszeń tych straszliwych komarów; miałem czas wyleczyć się do połowy.
Czy Pierwszy Konsul był z nami?
Czy to wówczas, jak mi się zdaje, gdyśmy byli na tej równince, pod fortem, pułkownik Dufour chciał go zdobyć siłą? I dwaj saperzy próbowali przeciąć łańcuchy zwodzonego mostu? Czy widziałem, jak koła armat obwiązywano słomą, czy też to jest echo opowiadania, które znajduję w głowie?
Przerażająca kanonada w tych tak wysokich skałach, w tej dolinie tak ciasnej, sprawiała mi szalone emocje.
Wreszcie, kpitan rzekł: „Weźmiemy się górami na lewo, tam jest droga“.
Dowiedziałem się później, że ta góra nazywa się Albaredo.
Po pół mili usłyszałem tę przestrogę biegnącą z ust do ust: Trzymaj cugle tylko dwoma palcami prawej ręki, aby, jeśli koń spadnie w przepaść, nie pociągnął cię.