więcej niż trzydzieści lat, lub jeżeli, mając trzydzieści lat, przeszedłeś do stronnictwa prozaicznego, zamknij książkę.
Czy uwierzycie, wszystko się wyda niedorzeczne w mojem opowiadaniu tego roku 1800. Ta miłość tak niebiańska, tak namiętna, która mnie całkowicie oderwała od ziemi aby mnie przenieść w krainę chimer, ale chimer najbardziej niebiańskich, najbardziej rozkosznych, osiągnęła to, co się nazywa szczęściem aż w sierpniu 1811.
Bagatela, jedenaście lat, nie wierności, ale pewnego rodzaju stałości!
Kobieta, którą kochałem i o której przypuszczałem że mnie poniekąd kocha, miała innych kochanków, ale wolałaby, przy równych szansach, mnie, powiadałem sobie. Ja miałem inne kochanki. (Chodziłem kwadrans po pokoju, nim siadłem do pisania). Jak opowiedzieć rozsądnie te czasy? Wolę raczej odłożyć to do innego dnia.
Ograniczając się do sfery rozsądku, zbyt wielką uczyniłbym krzywdę temu co chcę powiedzieć.
Nie chcę opowiadać rzeczy jak były: odkrywam niemal po raz pierwszy w 1836 jak były; ale, z drugiej strony, nie mogę opisywać tego, czem były dla mnie w r. 1800: czytelnik rzuciłby książkę.
Na co się zdecydować? jak odmalować szczęście szaleńca?
Czy czytelnik był kiedy zakochany do szaleństwa? Czy miał kiedy szczęście spędzić noc z tą, którą najbardziej kochał w życiu?
Czuję, że jestem śmieszny, lub raczej nieprawdopodobny. Ręka mi omdlewa, odkładam do jutra.
Może byłoby lepiej opuścić poprostu te pół roku?
Jak odmalować bezmierne szczęście, które spływało na mnie ze wszystkiego? Nie umiem.
Zostaje mi nakreślić streszczenie, aby nie przerywać całkowicie opowiadania.
Jestem jak malarz, który nie ma odwagi wymalować jakiejś
Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/303
Ta strona została skorygowana.