Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

ruż mnie podrażnił. Siedziała na łączce, koło bramy Bonne, a policzek jej znalazł się na wysokości mojej twarzy.
„Uściskaj mnie, Henrysiu“, rzekła. Nie chciałem, ona się pogniewała, ugryzłem ją porządnie. Widzę tę scenę, ale zapewne dlatego, że natychmiast skarcono mnie i bez ustanku mówiono mi o tem.
Łączka ta była porosła margerytkami. Rwałem te ładne kwiatki i robiłem z nich bukiety. Ta łąka z r. 1786 znajduje się dziś z pewnością w środku miasta, na południe od kościoła naszego kolegjum.
Ciotka Serafia orzekła, że jestem potwór i że mam okropny charakter. Ta ciotka Serafia była kwaśna jak dewotka, której nie udało się wyjść za mąż. Co jej się zdarzyło? Nigdy nie dowiedziałem się tego, nie znamy nigdy skandalicznej kroniki naszych krewnych, opuściłem zaś na zawsze miasto w szesnastym roku, po trzech latach namiętnej miłości, która mnie wtrąciła w najzupełniejszą samotność.
Drugi rys charakteru jest o wiele czarniejszy.
Zrobiłem sobie kolekcję trzcin, wciąż na łączce bramy Bonne. (Zapytać o botaniczną nazwę trzciny, ziele formy cylindrycznej jak pióro kogucie, mające stopę długości).
Odprowadzono mnie do domu, którego okno na pierwszem piętrze wychodziło na Grande-rue na rogu placu Grenette. Robiłem sobie ogródek, tnąc te trzciny na kawałki dwa cale długie, które umieszczałem na przestrzeni między balkonem a rynną. Nóż kuchenny, którym się posługiwałem, wysunął mi się i spadł na ulicę, to znaczy z wysokości dwunastu stóp, u nóg pani Chenavaz. Była to najgorsza osoba w całem mieście (matka Kandy da Chenavaz, który za młodu uwielbiał Klaryssę Harlowe Richardsona, potem był jednym z trzystu pana de Villèle, za co go wynagrodzono posadą prezydenta Sądu apelacyjnego w Grenobli; umarł w Lyonie).
Ciotka moja Serafia orzekła, że ja chciałem zabić panią Che-