Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

Ludwik XI, następca tronu, poróżniony z ojcem, zarządzał krajem przez szesnaście lat; zdaje mi się dość prawdopodobne, że to jego duch, głęboki a nieśmiały, obcy instynktownym odruchom, wycisnął swoje piętno na charakterze Delfinatu. Za moich czasów jeszcze, w pojęciach dziadka i ciotki Elżbiety, wcielenia tęgich i szlachetnych instynktów mojej rodziny, Paryż nie był wzorem: to było miasto dalekie i wrogie, którego wpływu należało się strzec.
Obecnie, kiedy umizgnąłem się do mniej czułych czytelników zapomocą tej dygresji, opowiem, że, w wilję śmierci mojej matki, umieszczono nas, mnie i siostrę moją Paulinę, u dziadka, w domu wychodzącym na plac Grenette. Spałem na podłodze, na materacu, między oknem a kominkiem, kiedy, około drugiej rano, cała rodzina wróciła szlochając.
„Ale jakim cudem doktorzy nie znaleźli lekarstwa?“ mówiłem do starej Marion, istnej służącej z Moliera, przyjaciółki państwa, ale mówiącej im prawdę w oczy, która znała moją matkę bardzo młodo i patrzała na jej zamęście dziesięć lat wprzódy, w 1780, i która bardzo mnie kochała.
Marja Thomasset, z Vinay, typowe dziecko Delfinatu, zdrobniale nazywana Marion, spędziła noc przy moim materacu, płacząc rzewnemi łzami i mając jakoby czuwać nademną. Byłem bardziej zdziwiony niż zrozpaczony, nie rozumiałem śmierci, nie bardzo w nią wierzyłem.
„Jakto, mówiłem do Marion, nie ujrzę jej już?
— Jakże chcesz ją ujrzeć, skoro ją powiozą na cmentarz?
— A gdzie to jest cmentarz?
— Przy ulicy Morwowej, parafja Panny Marji“.
Całą rozmowę z owej nocy słyszę jak dziś; odemnie zależałoby tylko przepisać ją tutaj. Tu naprawdę zaczęło się moje życie duchowe; miałem jakieś półsiódma roku. Łatwo zresztą sprawdzić te daty w aktach.
Zasnąłem; nazajutrz, kiedym się obudził, Marion rzekła:
„Musisz iść uściskać ojca.