mniej podległym złudzeniom, bo ostatecznie dokumenty zostają, wszyscy nędzni malarze, których znałem, tworzyli, mając ośm czy dziesięć lat, rzeczy cudowne, zapowiadające geniuszów.
Niestety, nic nie zwiastuje geniuszu; może upór byłby jego oznaką?
Nazajutrz była mowa o pogrzebie; ojciec, który był zupełnie zmieniony, ubrał mnie w rodzaj czarnego wełnianego płaszcza, który mi związał na szyi. Scena odbyła się w gabinecie mego ojca, przy ulicy des Vieux Jesuites; ojciec był w czerni a cały gabinet wyłożony był żałobnemi księgami, okropne wrażenie. Jedna Encyklopedja d’Alemberta i Diderota, oprawna niebiesko, stanowiła wyjątek w powszechnej szpetocie.
Wszyscy krewni i przyjaciele zebrali się w gabinecie ojca.
Przybrany w mój czarny płaszcz, stałem w kolanach ojca. Pan Picot starszy, kuzyn nasz, człowiek poważny, ale tak jak byli poważni ludzie u dworu, szanowany w rodzinie (był chudy, pięćdziesiąt lat, bardzo dystyngowany) wszedł i przystanął opodal.
Zamiast płakać i być smutny, zaczął rozmawiać jak zwyczajnie i mówić o Dworze. (Może to chodziło o Izbę[1] parlamentu, bardzo możliwe). Zdawało mi się, że mówi o dworach cudzoziemskich i głęboko dotknął mnie jego brak serca.
W chwilę potem wszedł mój wuj, brat matki, młody człowiek o ślicznej postawie, niesłychanie miły i ubrany bardzo wytwornie. Był to zdobywca serc w naszem mieście; i on zaczął rozmawiać jak zwyczajnie z panem Picot. Byłem oburzony, przypomniałem sobie, że ojciec nazywał go letkiewiczem. Zauważyłem wszakże, że miał oczy bardzo czerwone, a był bardzo przystojny; to mnie uspokoiło trochę.
Uczesany był bardzo wykwintnie, upudrowany jakimś pachnącym pudrem; fryzurę tę stanowiła czarna jedwabna wstążka i para wielkich psich uszek (tak je nazywano w sześć lat później), tak jak je nosi jeszcze książę de Talleyrand).
- ↑ Cour.