Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

sto ze mną i pozwalał mi się oglądać, jak się rozbiera ze swego pięknego ubrania i kładzie szlafrok wieczorem, o dziewiątej, przed kolacją. Był to dla mnie rozkoszny moment; wracałem uszczęśliwiony na pierwsze piętro, niosąc przed nim srebrną pochodnię. Moja arystokratyczna rodzina uważałaby sobie za hańbę, gdyby świecznik nie był srebrny. Coprawda, nie zawierał on szlachetnej świecy, panowała wówczas łojówka. Ale łojówki te sprowadzano bardzo starannie, w skrzyniach, a okolic Briançon; żądano, aby była z łoju koziego, pisało się w tym celu w odpowiednim czasie do przyjaciela mieszkającego w górach. Widzę się jeszcze przy ceremonji odpakowania łojówek, jak jem chleb z mlekiem na srebrnej miseczce; słyszę zgrzytanie łyżki o mokre dno miseczki. Stosunki z owym przyjacielem z Briançon, były to stosunki niemal homeryckie, naturalny skutek powszechnej nieufności i barbarzyństwa.
Mój wuj, młody, świetny, wesoły, uchodził za najmilszego chłopca w mieście, do tego stopnia że w wiele lat później, pani Delaunay, chcąc usprawiedliwić swoją mocno obciążoną cnotę, powiadała: „A przecież nigdy nie uległam młodemu Gagnon“.
Wuj mój, powiadam, dworował sobie z powagi swego ojca, który, kiedy go spotykał w towarzystwie w bogatych sukniach, których nie zapłacił, był bardzo zdziwiony. „Wymykałem się czemprędzej“, dodawał wuj, który opowiadał mi te zdarzenia.
Jednego wieczora, wbrew opozycji (ale kto byli ci oponenci przed 1790?) zaprowadził mnie do teatru. Dawano Cyda.
„Ależ ten dzieciak oszalał“, rzekł kochany dziadek za moim powrotem. Jego zamiłowania literackie nie pozwoliły mu poważnie sprzeciwić się mojej wyprawie do teatru. Ujrzałem więc Cyda, ale, o ile mi się zdaje, w strojach z błękitnego atłasu w białych atłasowych trzewiczkach.
Wygłaszając Stance, czy w innem miejscu, wywijając zbyt ogniście szpadą, Cyd zranił się w prawe oko.