Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/62

Ta strona została skorygowana.

Od czasu mego wyjazdu, z końcem października 1799 — przypominam sobie datę, ponieważ 18-go brumaire, 9-go listopada, znajdowałem się w Nemours, — łączyły mnie z ojcem jedynie sprawy pieniężne. Chłód ciągle wzrastał: nie mógł rzec słowa, któreby mi nie było antypatyczne. Nie było dla mnie wstrętniejszej rzeczy, niż sprzedać kawał gruntu chłopu kręcąc przez tydzień aby zarobić trzysta franków, a to była jego namiętność.
Nic naturalniejszego. Ojciec jego, który nosił, o ile mi się zdaje, wielkie imię Piotra Beyle, umarł z podagry w Claix, niespodzianie, w 63-im roku. Ojciec mój, mając lat 18 (było to zatem około r. 1765) został się z kawałkiem ziemi w Claix, dającym 800 czy 1800 franków, posadą prokuratora, i dziesięcioma siostrami do wydania, oraz matką swoją, bogatą dziedziczką (to znaczy mającą może 60.000 franków) i, jak przystało bogatej dziedziczce, rozkapryszoną. Długi czas jeszcze biła mnie w dzieciństwie po twarzy, kiedy pociągnąłem za ogon jej psa Azora (piesek boloński z długą białą siercią). Pieniądz był wtedy, i słusznie, główną myślą ojca, a ja myślałem o pieniądzach zawsze jedynie ze wstrętem. Pojęcie to jest mi nad wyraz przykre, gdyż mieć pieniądze nie sprawia mi żadnej przyjemności, a nie mieć ich to szpetne nieszczęście.
Nigdy może traf nie skupił dwóch natur hardziej odpychających się wzajem jak mój ojciec i ja.
Stąd brak wszelkich przyjemności w mojem dzieciństwie od 1790 do 1799. Ten wiek, który wszyscy mienią wiekiem czystego szczęścia, był dla mnie, dzięki memu ojcu, jedynie pasmem przykrości i wstrętów. Dwa djabły srożyły się nad mem biednem dzieciństwem: — ciotka Serafja i ojciec, który od r. 1791 stał się jej niewolnikiem.
Czytelnik może się uspokoić co do opowiadań moich niedoli; przedewszystkiem, może opuścić kilka kartek, i błagam go aby to uczynił, piszę bowiem zupełnie na ślepo, rzeczy nudne może nawet na rok 1835, a cóż dopiero będzie w 1880?
Po wtóre, nie mam prawie żadnych wspomnień ze smutnej epo-