Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

obchodzi całe to pisanie? A jednak, jeśli nie zgłębię tego charakteru dziadka, tak trudnego dla mnie do rozeznania, nie postąpię sobie jak rzetelny pisarz, starający się powiedzieć o swoim przedmiocie wszystko co zdoła zeń wycisnąć. Proszę mego wydawcę (jeśli go kiedy będę miał) aby poskreślał wszystkie te dłużymy.
Pewnego dnia, ciotka Elżbieta roztkliwiła się nad wspomnieniem swego brata, młodo zmarłego w Paryżu; byliśmy sami tego popołudnia w jej pokoju. Najwidoczniej ta wzniosła dusza rozmawiała ze swemi myślami, że zaś kochała mnie, zwracała się do mnie dla formy.
„...Co za charakter! (To znaczyło: co za siła woli). Co za energja! Och, co za różnica!“ (To znaczyło: co za różnica z tym, z moim dziadkiem, z Henrykiem Gagnon). I natychmiast, opamiętując się i przypominając sobie z kim mówi, dodała: „Nigdy jeszcze tyle nie powiedziałam
Ja: „Ile lat miał jak umarł?“
Ciotka Elżbieta: „Dwadzieścia trzy“.
Rozmowa trwała długo; zaczęła mówić o swoim ojcu. Pośród tysiąca szczegółów, których zapomniałem, rzekła:
Płakał wtedy z wściekłości, dowiadując się że nieprzyjaciel zbliża się do Tulonu“.
(Ale kiedy nieprzyjaciel zbliżał się do Tulonu? Około 1836 może, w czasie wojny rozstrzygniętej bitwą pod Assiette, z której widziałem w roku 34 sztych, interesujący przez swoją prawdę).
Byłby chciał aby milicja ruszyła. Otóż, nie było rzeczy bardziej przeciwnej uczuciom mego dziadka, egoisty jak Fontenelle, człowieka najdowcipniejszego i najmniej patrjotycznego ze wszystkich jakich w życiu znałem. Patrjotyzm byłby dla mego dziadka niegodną dystrakcją w jego wytwornych i literackich myślach. Ojciec mój byłby obliczył z miejsca, coby to mogło mu przynieść. Wujaszek Roman powiedziałby zaniepokojony: „Tam do licha! to może pachnieć jakiemś niebezpieczeństwem“. Serca starej ciotki i moje zabiłyby wzruszeniem.