Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

Dziadek mój nigdy nie stanął nogą w jego domu od śmierci córki, nie byłby tego zniósł; ojciec mój, Cherubin Beyle, kochał mnie, jak rzekłem, jako dziedzica nazwiska, ale zgoła nie jako syna.
Klatka z kanarkami, z drutów przymocowanych do drewnianych prętów, które znowuż były umocowane w murze, mogła być dziewięć stóp długa, sześć wysoka i cztery głęboka. W tej przestrzeni latało smutno, zdala od słońca, ze trzydzieści biednych kanarków wszelkiego koloru. Kiedy się niosły, ksiądz żywił je żółtkiem od jajka; ze wszystkiego co robił, to jedno mnie interesowało. Ale te piekielne ptaki budziły mnie o świcie; wnet potem słyszałem łopatkę księdza, który poprawiał ogień ze starannością właściwą — jak poznałem później — jezuitom. Ale ptaszkarnia ta wydawała silny odór, o dwie stopy od mego łóżka, w wilgotnym ciemnym pokoju, gdzie nie było nigdy słońca!
Ksiądz wpadał w gniew — spokojny, ponury i zły gniew flegmatycznego dyplomaty — kiedy jadłem suchy chleb w pobliżu jego pomarańcz. Te pomarańcze, to była jego prawdziwa manja, o wiele dokuczliwsza niż manja ptaków. Jedne miały trzy cale, inne stopę wysokości; stały na oknie, do którego słońce dochodziło trochę przez dwa letnie miesiące. Przeklęty ksiądz twierdził, że okruchy, spadające z naszego razowego chleba, ściągają muchy, które objadają jego pomarańcze. Ten ksiądz mógłby dać lekcje małostkowości najbardziej mieszczańskim mieszczuchom.
Moi koledzy, Chazel i Reytiers, byli o wiele szczęśliwsi odemnie. Chazel był to dobry chłopak, już duży, którego ojciec, południowiec o ile mi się udaje, to znaczy człowiek szczery, nagły i pospolity, nie wiele dbał o łacinę. Przychodził sam (bez służącego) około dziesiątej, robił źle swoje pensum łacińskie i zmykał o wpół do pierwszej. Popołudniu często nie przychodził wcale.
Reytiers, bardzo ładny chłopak, jasnowłosy i nieśmiały jak panienka, nie śmiał spojrzeć w twarz straszliwemu księdzu. Był to jedyny syn ojca najtrwożliwszego i najbardziej religijnego z ludzi.