Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

owych romansów, które nazywał kalkulacją, sprawiała, że nieraz wracałem do miasta aż w piątek; czasami wyjeżdżaliśmy we środę wieczór.
Nie lubiłem Claix, bo wciąż nękano mnie tam projektami rolniczemi, ale niebawem odkryłem tam wielką pociechę. Udało mi się ściągać tomy Woltera z czterdziestotomowego oprawnego wydania, które ojciec miał u siebie w Claix; były doskonale oprawne w cielęcą skórę. Było tam, zdaje mi się, czterdzieci tomów, bardzo ściśniętych; wyciągałem dwa i ściskałem nieco inne, nie było znać. Zresztą ta niebezpieczna książka stała na najwyższej półce szafy z wiśniowego drzewa, oszklonej, często zamykanej na klucz.
Dzięki Bogu, nawet w tym wieku ryciny wydały mi się śmieszne: i co za ryciny: do Darczanki![1]
Ten cud budził we mnie niemal wiarę, że Bóg powołał mnie do dobrego smaku i do napisania kiedyś Historji malarstwa we Włoszech.
Spędzaliśmy w Claix zawsze ferje, to znaczy wrzesień i sierpień. Moi nauczyciele skarżyli się, że zapominam całej łaciny w tej dobie przyjemności. Nic nie było bardziej wstrętne, niż kiedy ojciec nazywał nasze wyprawy do Claix naszemi przyjemnościami. Byłem jak galernik, któregoby zmuszono aby nazywał swoją przyjemnością system łańcuchów nieco mniej ciężki od innych.

Byłem uprzedzony i, jak sądzę, bardzo zły i niesprawiedliwy dla ojca i dla księdza Raillane. Wyznaję, ale z wielkim wysiłkiem rozumu, nawet w r. 1835, że nie podobna mi sądzić tych dwóch ludzi. Zatruli moje dzieciństwo w całem znaczeniu słowa zatruć. Mieli twarze surowe i stale bronili mi zamienić słowo z chłopcem w moim wieku. Dopiero w epoce Szkół centralnych (wspaniałe dzieło pana de Tracy) dostałem się w towarzystwo dzieci w moim wieku, ale nie z dziecięcą wesołością i beztroską. Przebyłem tam nie-

  1. La Pucelle, żartobliwy poemat Woltera o Dziewicy Orleańskiej. (Pod tytułem „Darczanka“ przełoży! część tego poematu Mickiewicz).