piszę (7 grudzień 1835, w Civita Veochia)? Faktem jest, że wszystkie tyranje podobne są do siebie.
Szczególnym przypadkiem, zdaje mi się, że ja nie zrobiłem się zły, jedynie zmierżony na całe życie mieszczaństwem, jezuitami i obłudnikami wszelkiego rodzaju. Wyleczyły mnie może z mojej złości sukcesy moje z lat 1797, 98, 99, oraz poczucie własnych sił. Poza mojemi pięknemi zaletami, cechowała mnie nieznośna duma.
Prawdę rzekłszy, kiedy się dobrze zastanowię, nie wyleczyłem się z mojego niezbyt rozsądnego wstrętu do Grenobli; raczej poprostu zapomniałem o niej. Wspaniałe wspomnienia Włoch, Medjolanu, zatarły wszystko.
Została mi jedynie znamienna luka w mojej znajomości ludzi i rzeczy. Wszystkie szczegóły, które stanowią życie Chryzala w Uczonych białogłowach:
Prócz grubego Plutarcha w którym me rabaty
Pracuję...
przejmują mnie wstrętem... Jeżeli wolno mi użyć obrazu równie wstrętnego jak moje wrażenie, jest to niby zapach ostryg dla człowieka, który przeszedł straszliwą niestrawność po ostrygach.
Wszystkie fakty, które tworzą życie Chryzala, zastąpiła u mnie romantyczność. Sądzę, że ta plama na moim teleskopie była użyteczna dla bohaterów moich romansów: jest rodzaj mieszczańskiej płaskosci do której nie są zdolni; dla autora to byłoby tyle co mówić po chińsku, czego nie umie. To słowo mieszczańska płaskość wyraża jedynie odcień; to będzie może bardzo niezrozumiałe w roku 1880. Dzięki gazetom, typ prowincjonalnego mieszczucha staje się rzadki; niema już prawie obyczajów kastowych. Młody fircyk paryski, którego spotykałem w bardzo wesołem towarzystwie, był bardzo dobrze ubrany, nie wymuszony, i wydawał 8 czy 10 tysięcy franków. Pewnego dnia spytałem:
„Co on robi?
— To bardzo wzięty adwokat“, odpowiedziano mi.