Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

ny dziadek, który bezwiednie udzielił mi swego kultu Horacego, Sofoklesa, Eurypidesa i wykwintnej literatury. Szczęściem, gardził wszystkimi dwornymi pisarzami współczesnymi, nie zatruto mnie tedy Marmontelem, Doratem i innem świństwem. Nie wiem czemu, zaznaczał on na każdym kroku swój szacunek dla księży, którzy w istocie budzili w nim wstręt jak coś niechlujnego. Widząc ich udomowionych w swoim salonie przez córkę swoją Serafję i przez mego ojca, był dla nich bardzo grzeczny, jak dla wszystkich. Aby mówić o czemś, mówił o literaturze; naprzykład o pisarzach duchownych, mimo że ich nie lubił. Ale ten człowiek tak grzeczny z największym trudem mógł ukryć głęboki wstręt, jaki budziła w nim ich ciemnota. „Jakto, nie znają nawet księdza Fleury, swego historyka!“ Usłyszałem jednego dnia ten wykrzyknik, który pomnożył moje zaufanie do dziadka.
Odkryłem rychło potem, że dziadek spowiadał się nader rzadko. Był raczej bardzo grzeczny wobec religji niż wierzący. Byłby dewotem, gdyby mógł uwierzyć, że odnajdzie w niebie córkę swoją Henrykę (Książę de Broglie powiadał: „Mam uczucie, że córka moja jest w Ameryce“), ale był tylko smutny i milczący. Z chwilą gdy ktoś przyszedł, przez grzeczność mówił i opowiadał anegdotki.
Może ksiądz Raillane zmuszony był się kryć, nie chcąc zaprzysiąc cywilnej Konstytucji kleru. Jakbądź się rzeczy miały, zniknięcie jego było dla mnie wydarzeniem największej wagi, a nic z tego nie pamiętam.
Oto ułomność mojej pamięci, czego mam wiele przykładów od owych trzech lat, kiedy na terasie San Pietro in Montorio (Jankulum) przyszła mi wspaniała myśl, że dochodzę pięćdziesiątki i że byłby czas myśleć o odjeździe, przedtem zaś sprawić sobie wielką przyjemność popatrzenia chwilę wstecz. Nie pamiętam nic z epok lub momentów, w których czułem zbyt żywo. Jedną z przyczyn, dla których uważam się za odważnego, jest to, że przypominam sobie zupełnie ściśle najdrobniejsze okoliczności pojedynków jakie miałem. W wojsku, kiedy deszcz padał i kiedy maszerowałem w bło-