Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

stanku pytaniami mego dziadka, który z rozkoszą mi odpowiadał. Byłem jedyną istotą, z którą zdolny był mówić o mojej matce. Nikt w rodzinie nie śmiał mówić do niego o tej ukochanej istocie. W dwunastym roku tedy byłem fenomenem wiedzy, a w dwudziestym — fenomenem nieuctwa.
Od 1796 do 1799 interesowałem się jedynie tem, co mogło mi dać sposób opuszczenia Grenobli, to znaczy matematyką. Obliczałem z niepokojem sposoby poświęcenia nauce pół godziny więcej dziennie. Co więcej, lubiłem i lubię jeszcze matematykę dla niej samej, jako rzecz nie dopuszczającą obłudy i mętności — dwie moje zmory.
W tym stanie duszy, co mi znaczyła jakaś rozsądna i wyczerpująca odpowiedź mego kochanego dziadka, w przedmiocie ocenienia prac Courta de Gebelin, którego ojciec mój, nie wiem skąd, posiadał piękne wydanie, z piękną ryciną, przedstawiającą organy głosu u człowieka?
W dziesiątym roku napisałem w sekrecie komedję prozą, lub raczej pierwszy akt. Pracowałem mało ponieważ czekałem chwili natchnienia, to znaczy owego stanu egzaltacji, która wówczas chwytała mnie może dwa razy na miesiąc. Pracę tę trzymałem w wielkiej tajemnicy; płody mego pióra budziły we mnie zawsze tę samą wstydliwość co moje sprawy serca. Nic przykrzejszego dla mnie, niż mówić z kim o nich. Doświadczyłem żywo tego uczucia jeszcze w r. 1830, kiedy pan Wiktor de Tracy zaczął mówić ze mną o Czerwonem i Czarnem (powieść w dwóch tomach).

ROZDZIAŁ XI
Amar i Merlinot.

To byli dwaj przedstawiciele ludu, którzy, pewnego pięknego dnia, przybyli do Grenobli i w jakiś czas potem ogłosili listę 152 notorycznie podejrzanych (o to że nie kochają Republiki, to znaczy rządu patrjotycznego), a 350 poprostu podejrzanych. Noto-