wczorajszą, zniweczył wszystkie piękne pozory z poprzedniego dnia, i doprawdy nie wiedział z której beczki zacząć.
Pani de Rênal przyjęła tę bezczelną propozycję ze szczerem, wcale nie przesadzonem oburzeniem. Juljan dopatrzył się wzgardy w jej krótkiej odpowiedzi, wyrzeczonej szeptem. Pod pozorem zajrzenia do dzieci, wyszedł, za powrotem zaś usiadł koło pani Derville, zdala od pani de Rênal, pozbawiając się możliwości ujęcia jej za rękę. Rozmowa weszła na tory poważne; Juljan podtrzymywał ją z powodzeniem, poza paru chwilami milczenia, przez które łamał sobie głowę. — Gdybyż wynaleźć jaki sposób, dumał, aby wymusić na pani Rênal owe niedwuznaczne objawy czułości, które pozwalały wierzyć trzy dni temu że jest moją!
Fatalna sytuacja, jaką sam wytworzył, nękała Juljana; ale powodzenie wprawiłoby go w jeszcze większy kłopot.
Zostawszy sam o północy, rozmyślał na ten temat że pani Derville nim gardzi, przyjaciółka jej zaś też nie lepsze żywi dlań uczucia.
Upokorzony, wściekły, nie mógł zasnąć. Przez myśl mu nie przeszło poniechać wszelkiego udania, taktyki, i ot, żyć z dnia na dzień przy pani de Rênal, zadowalając się jak dziecko szczęściem każdego dnia. Wysilił mózg obmyślaniem uczonych manewrów, które, w chwilę potem, zdawały mu się niedorzeczne; był, jednem słowem, bardzo nieszczęśliwy, kiedy na zegarze zamkowym wybiła druga.
Dźwięk ten zbudził go jak św. Piotra pianie koguta. Uczuł się w obliczu najprzykrzejszej konieczności. Bezczelną jego propozycję przyjęto tak źle, że nie pomyślał o niej od tej chwili!
— Powiedziałem, że przyjdę o drugiej, rzekł wstając; mogę być nieokrzesany prostak, chłopski syn, jak mi dała do zrozumienia pani Derville, ale przynajmniej nie będę tchórzem.
Juljan miał prawo szczycić się swem męstwem: nigdy jeszcze nie zadał sobie sroższego przymusu. Otwierając drzwi, drżał tak, że kolana uginały się pod nim, musiał się oprzeć o ścianę.
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.