Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
XVII. PAN WICE-MER.

O, how this pring of love ressembleth
The uncertain glory of an April day,
Which now showsall the beauty of the sun
And by and by a cloud takes all avay!
Two gentlemen of Verona.

Jednego wieczora, o zachodzie słońca, siedząc obok kochanki w sadzie, zdala od natrętów, Juljan dumał głęboko. „Czy wiecznie będą trwały te słodkie chwile?“ Duszę jego zaprzątała całkowicie trudność wyboru karjery; bolał nad tą niedolą, która kładzie kres dziecięctwu i psuje pierwsze lata niezasobnej młodości.
— Ach! wykrzyknął, jakąż opatrznością dla młodzieży był Napoleon! Któż go zastąpi? Co zrobią bez niego nieszczęśliwi, nawet bogatsi odemnie, mający ledwie parę groszy na zdobycie wykształcenia, a nie dość aby kupić sobie zastępcę w dwudziestym roku i rozpocząć jakąś drogę. Mimo wszystko, dodał z westchnieniem, to nieszczęsne wspomnienie zatruje nam na zawsze wszelkie szczęście!
Naraz, ujrzał, że pani de Rênal marszczy brew; przybrała chłodny i wzgardliwy wyraz; pojęcia te wydały się jej godne lokaja. Wychowana w poczuciu swego dostatku, uważała za rzecz naturalną że i Juljan go posiada. Kochała go tysiąc razy więcej niż życie, a nie dbała o pieniądze.
Juljan nie mógł odgadnąć jej myśli. To zmarszczenie brwi sprowadziło go na ziemię. Był natyle przytomny, aby się wycofać: wytłumaczył szlachetnej pani, siedzącej obok na darniowej ławeczce, że powtarzał jedynie słowa swego przyjaciela, handlarza drzewa. Ot, majaczenia niedowiarków!
— Nie zadawaj się już z tymi ludźmi, rzekła pani de Rênal, zachowując jeszcze odcień chłodu, który nagle ustąpił miejsca tkliwości.
To zmarszczenie brwi, lub raczej wyrzut z powodu swej nie-