ostrożności, było pierwszem rozdarciem atmosfery złudzeń otaczającej Juljana. Rzekł sobie: jest dobra i słodka, jest do mnie szczerze przywiązana, ale wychowała się w nieprzyjacielskim obozie. Ba! oni nikogo się tak nie boją, jak zuchów, którzy, osiągnąwszy wykształcenie, nie mają natyle pieniędzy aby się o coś zaczepić. Coby się stało z tymi jaśnie wielmożnymi, gdybyśmy mogli walczyć równą bronią! Ja naprzykład, gdybym był merem, człowiekiem dobrej woli, uczciwym jak jest w gruncie pan de Rênal, jakbym ja sobie dał rady z wikarym, panem Valenod i wszystkiemi ich szelmostwami! jaka sprawiedliwość zapanowałaby w Verrières! To nie są głowy, któreby mi mogły stanąć w drodze; co oni wiedzą? ot, kręcą się poomacku.
Tego dnia, Juljan mógł posiąść trwałe szczęście; ale nie umiał być szczery. Trzeba było zdobyć się na to aby wydać bitwę, ale natychmiast. Panią de Rênal zdumiało odezwanie Juljana, ponieważ ludzie z towarzystwa powtarzali, że zbytnie wykształcenie młodych proletarjuszów, to widmo powrotu Robiespierre’a. Chłód pani de Rênal trwał dość długo i wydał się Juljanowi rozmyślny. Było to stąd, że miejsce chwilowej niechęci, spowodowanej jego odezwaniem, zastąpił wyrzut, że czemś może uraziła Juljana. Troska ta odbiła się żywo w jej rysach, tak czystych i szczerych kiedy się czuła szczęśliwa, zdala od natrętów.
Juljan nie śmiał już marzyć swobodnie. Ochłonąwszy nieco z szałów miłości, uznał że nierozważne jest odwiedzać panią de Rênal w jej pokoju. Lepiej aby ona przychodziła do niego; gdyby ją kto spotkał, tysiąc pozorów mogło usprawiedliwić jej obecność na schodach.
Ale i ten system miał swoje niedogodności. Juljan dostał od Fouquégo książki, których on, uczeń teologji, nigdy nie mógłby zażądać w księgarni. Ważył się zaglądać do nich jedynie w nocy. Często byłby bardzo rad aby mu nie przerywały odwiedziny, których oczekiwanie, jeszcze w wilję sceny w sadzie, czyniłoby go niezdolnym do czytania.
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.