gło mu utorować drogę do stanowiska wice-mera. Nic nie można było nadmienić przeciw wysokiej nabożności pana de Moirod, ale faktem jest, iż nigdy nie siedział na koniu. Był to człowiek trzydziestoletni, lękliwy, równie obawiający się spaść z konia co ośmieszyć się.
Mer kazał go wezwać już o piątej rano.
— Widzi pan, drogi panie, zasięgam pańskiej rady, jakgdybyś już zajmował stanowisko na które wszyscy przyzwoici ludzie pana sobie życzą. W tem nieszczęsnem mieście przemysł kwitnie, liberały dochodzą do miljonów, sięgają po władzę, potrafią ukuć broń ze wszystkiego. Weźmy pod uwagę interes króla, monarchji, a przedewszystkiem naszej świętej religji. Jak pan sądzi, komu powierzyć dowództwo straży?
Mimo strasznego lęku, jakim przejmował go koń, pan de Moirod przyjął w końcu ten zaszczyt, jako męczeństwo. „Potrafię godnie wywiązać się z zadania“, rzekł. Zaledwie był czas aby odświeżyć uniformy, które zostały z przed siedmiu lat, z okazji przejazdu jakiegoś księcia krwi.
O siódmej przybyła z Vergy pani de Rênal z Juljanem i z dziećmi. W salonie zastała pełno żon liberałów, które głosiły zjednoczenie stronnictw i błagały o miejsca dla mężów w straży honorowej. Jedna utrzymywała, że, gdyby jej męża nie wybrano, zbankrutowałby z rozpaczy. Pani de Rênal szybko pozbyła się wszystkich. Zdawała się czemś mocno zajęta.
Juljan czuł się zdziwiony, a jeszcze bardziej dotknięty tem, że pani de Rênal nie chce mu zdradzić przyczyn roztargnienia. „Przewidywałem to, myślał z goryczą, miłość jej pierzchła wobec szczęścia podejmowania króla w swym domu. Cały ten zgiełk oszołomił ją. Wróci do mnie, skoro arystokratyczne fumy ustąpią jej z mózgu“.
Rzecz osobliwa, kochał ją za to tem więcej.
Tapicerzy uwijali się po całem mieszkaniu; Juljan napróżno czyhał na sposobność szepnięcia słówka do pani de Rênal. Wresz-
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.