Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Piękne oczy Juljana zrobiły swoje.
— Proszę bardzo, odparł biskup z czarującą grzecznością; muszę ją mieć natychmiast. Przykro mi bardzo, że kapituła czeka.
W połowie sali, Juljan odwrócił się i spostrzegł że biskup znowu się zabrał do rozdzielania błogosławieństw. — Co to być może? myślał, to z pewnością jakieś duchowne przygotowanie do ceremonji. Wszedłszy do celi, w której siedzieli lokaje, ujrzał infułę w ich rękach. Ulegając bezwiednie rozkazującemu spojrzeniu Juljana, powierzyli mu infułę Jego Dostojności.
Czuł się dumny że ją niesie: szedł powoli, trzymał infułę z szacunkiem. Biskup siedział przed lustrem, ale od czasu do czasu prawa jego ręka, mimo iż znużona, udzielała błogosławieństwa. Juljan pomógł mu włożyć infułę. Biskup potrząsnął głową.
— Będzie się trzymać, rzekł z zadowoleniem. Zechce pan oddalić się nieco?
Biskup przeszedł szybko na środek, poczem, zbliżając się wolno do lustra, przybrał znowu stroskaną minę i zaczął poważnie rozdzielać błogosławieństwa.
Juljan osłupiał i próbował zrozumieć, ale nie śmiał. Biskup zatrzymał się i spoglądając na chłopca z miną która straciła nagle uroczysty wyraz, rzekł:
— Co pan powie o infule, dobrze siedzi?
— Bardzo dobrze, Wasza Dostojność.
— Nie zanadto w tył? toby wyglądało trochę głupowato; ale znowuż nie można jej nasuwać na oczy, jak czako oficerskie.
— Zdaje mi się, że jest bardzo dobrze.
— Król przywykł widywać duchowieństwo czcigodne i zapewne bardzo poważne. Nie chciałbym, zwłaszcza z przyczyny mego wieku, wyglądać zbyt płocho.
I biskup zaczął na nowo przechadzać się, rozdając błogosławieństwa.
— To jasne, rzekł sobie Juljan ośmielając się wreszcie zrozumieć, ćwiczy się w błogosławieństwach.