Jeden z nich, Falcoz, rozumny i tęgi człowiek, kupiec papieru w Verrières, nabył drukarnię w stolicy departamentu i założył dziennik. Kongregacja postanowiła go zrujnować: zamknięto mu dziennik, odebrano koncesję. W tych ciężkich opałach, spróbował napisać do pana de Rênal, pierwszy raz od dziesięciu lat. Mer dał odpowiedź godną dawnego Rzymianina. „Gdyby pan minister uczynił mi ten zaszczyt i spytał o zdanie, odpowiedziałbym: Zniszcz bez litości wszystkie prowincjonalne drukarnie, stwórz monopol druku, jak istnieje monopol tytoniu“. Dziś, pan de Rênal przypomniał sobie ze zgrozą ten list do serdecznego przyjaciela, list który całe Verrières podziwiało w swoim czasie. Ktoby rzekł, iż, przy mojem stanowisku, majątku, orderach, pożałuję go kiedyś? W tych paroksyzmach gniewu, to na siebie, to na całe otoczenie, spędził okropną noc: ale, na szczęście, nie przyszło mu do głowy szpiegować żonę.
— Przywykłem do Ludwiki, powiadał sobie, zna wszystkie moje interesy; gdybym mógł się ożenić choćby jutro, nie potrafiłbym jej zastąpić. Zaczem, chętnie zwracał się ku myśli że żona jest niewinna; takie stanowisko nie zmuszało go do okazywania charakteru i wogóle było o wiele wygodniejsze: ileż to kobiet spotwarzono niewinnie!
Jakto! wykrzykiwał nagle znowu biegając gorączkowo po pokoju, mamż ścierpieć — jakgdybym był jakim chłystkiem, hołyszem! — aby ona się natrząsała ze mnie z kochankiem? Mam czekać, aż całe Verrières zacznie sobie opowiadać baśnie o mej ślepocie? Czegóż nie nagadano się o takim Charmier (był to mąż notorycznie oszukiwany przez żonę)? Skoro go wspomnieć, czyż uśmiech nie pojawia się na wszystkich wargach? Jest dobrym adwokatem, czy wspomni kto o jego wymowie? A, Charmier! powiadają, ten Charmier od Bernarda: tak go nazywają od nazwiska człowieka, który go okrył hańbą!
Dzięki niebu, mówił sobie pan de Rênal innym razem, nie mam córki: kara jaką wymierzę matce, nie zaszkodzi przyszłości
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.