Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

rzając się z wściekłością w czoło przy tem nowem odkryciu. I tyś mi nic nie mówiła?
— Miałamż różnić dwóch przyjaciół dla próżnostki kochanego dyrektora? Czy jest w towarzystwie choć jedna kobieta, do którejby nie napisał paru dwornych, nawet czułych liścików?
— Co! pisał do ciebie?
— On tak wiele pisuje...
— Pokaż mi te listy natychmiast, ja każę!... (Pan de Rênal urósł o sześć stóp).
— Niech Bóg broni, odparła łagodnie, niemal obojętnie, pokażę ci kiedyś, kiedy będziesz spokojniejszy.
— Natychmiast, do kroćset! wykrzyknął pan de Rênal pijany gniewem, a mimo to dziwnie szczęśliwy.
— Przysięgniesz mi, rzekła pani de Rênal bardzo poważnie, że nigdy się nie poróżnisz z dyrektorem z powodu tych listów?
— Poróżnię się czy nie, mogę mu odebrać Dom podrzutków, ciągnął z wściekłością; chcę mieć natychmiast te listy; gdzie są?
— W moim sekretarzyku; ale możesz być pewny, że nie dostaniesz klucza.
— Potrafię wyłamać zamek, rzekł biegnąc do pokoju żony.
Rozbił w istocie żelazną sztabą kosztowny mahoniowy sekretarzyk sprowadzony z Paryża, który nieraz wycierał połą surduta, kiedy spostrzegł na nim najmniejszą plamę.
Pani de Rênal przebiegła pędem sto dwadzieścia stopni wiodących na szczyt gołębnika i przywiązała białą chusteczkę do kraty. Nie posiadała się ze szczęścia. Ze łzami w oczach, spoglądała w stronę lesistej góry. — Z pod któregoś z tych rozłożystych buków, myślała, Juljan wygląda sygnału. Długo nadstawiała ucha, przeklinając monotonny głos polnych koników i ćwierkanie ptaków. Gdyby nie ten natrętny hałas, doleciałby tu może okrzyk radości od skał! Chciwe oko pani de Rênal pożerało ten zwał ciemnej i jednostajnej jak łąka zieloności, jaki tworzyły wierzchołki drzew. — Że jemu nie przyszło do głowy, myślała wzruszona, zna-