Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

leźć jakiś sygnał dla wyrażenia że podziela nieszczęście! Zeszła z gołębnika dopiero wówczas, kiedy się zlękła, że mąż może jej szukać.
Zastała go wściekłym. Przebiegał ckliwe frazesy pana Valenod, nieprzywykłe do tego aby je ktoś czytał z takiem wzruszeniem. Korzystając z chwilowej pauzy między wykrzyknikami męża, pani de Rênal rzekła:
— Wracam wciąż do mojej myśli, trzeba aby Juljan znikł na jakiś czas z oczu. Mimo swej łaciny, to, ostatecznie, chłop, często nieokrzesany i bez taktu. Raz po raz, sądząc że się okaże grzeczny, pali mi strzeliste komplementy, których uczy się na pamięć z jakiegoś romansu...
— Nie czytuje romansów, wykrzyknął pan de Rênal; upewniłem się o tem. Czy sądzisz, że jestem ślepy, i że nie wiem, co się dzieje w domu?
— Zatem, jeżeli nigdzie nie wyczytał tych głupich komplementów, w takim razie sam je wymyśla, to jeszcze gorzej. Musiał odzywać się o mnie w tym tonie w Verrières... a, nie szukając tak daleko, dodała pani de Rênal z miną taką jakby robiła odkrycie, musiał tak mówić wobec Elizy, to znaczy jakgdyby wobec pana de Valenod.
— Ha! wykrzyknął pan de Rênal, waląc w stół z taką siłą że wszystko się zatrzęsło w pokoju, dzisiejszy anonim i listy Valenoda pisane są na jednakim papierze.
— Nareszcie!... pomyślała pani de Rênal; poczem, jakgdyby zmiażdżona tem odkryciem i nie mając siły dodać ani słowa, siadła na kanapie w głębi.
Bitwa była wygrana; zaledwie z wielkim trudem zdołała pani de Rênal wstrzymać męża od rozmówienia się ze sprawcą anonimu.
— Jak ty nie czujesz, że robić panu Valenod scenę bez dostatecznych dowodów byłoby szczytem niezręczności? Zazdroszczą ci; i czyja w tem wina? twoich zdolności: twoja roztropna administracja, budowy pełne smaku, posag jaki ci wniosłam, a zwłaszcza spa-