tora spotęgował jeszcze to wrażenie. Oprowadzono go po pokojach. Wszystko było tam wspaniałe i nowe; wymieniano cenę każdego przedmiotu. Ale Juljan czuł w tem coś plugawego, coś co trąciło pieniądzem. Wszystko, aż do służby nawet, zdawało się nadrabiać miną, aby się obronić od wzgardy.
Poborca podatków, dyrektor podatków pośrednich, oficer żandarmerji i jeszcze paru urzędników przybyło z żonami. Oznajmiono obiad, Juljan, już bardzo nieswój, pomyślał że, za ścianą jadalni, znajdują się biedni więźniowie, że na ich porcjach oszczędzono może środki do nabycia tego całego niesmacznego zbytku, którym go chciano olśnić.
— Może oni są tam głodni w tej chwili? myślał: gardło mu się ściskało, nie mógł ani jeść, ani mówić. Gorzej jeszcze było za kwadrans; w oddali rozległy się dźwięki popularnej piosenki — trzeba przyznać, nieco plugawej — śpiewanej przez jednego z więźniów. Pan Valenod spojrzał na lokaja w szamerowanej liberji: sługus wyszedł, i niebawem śpiew ustał. Równocześnie, służący nalewał Juljanowi wino reńskie do zielonego kieliszka, przyczem pani Valenod uważała za stosowne objaśnić, że wino to kosztuje na miejscu po dziesięć franków butelka. Juljan, trzymając w ręku zielony kieliszek, zagadnął pana Valenod.
— Przestali śpiewać tę bezecną piosnkę?
— Tam do licha! myślę sobie, odparł dyrektor tryumfalnie, kazałem zamknąć gęby hołocie.
Odezwanie to dobiło Juljana: posiadł obejście ale nie posiadł jeszcze wnętrza swego stanu. Mimo nawyku obłudy, uczuł że duża łza spłynęła po jego twarzy: próbował ukryć ją za zielonym kieliszkiem, w żaden sposób jednak nie mógł przełknąć kropli reńskiego wina. Zabronił śpiewać! powtarzał sobie w duchu, o Boże, i ty to cierpisz!
Szczęściem, nikt nie zauważył tego niewłaściwego rozczulenia. Poborca zaintonował rojalistyczną piosenkę. Podczas hałaśliwego refrenu śpiewanego chórem, sumienie Juljana szeptało doń: Oto
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.