Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem, do zazdrości towarzyszącej obecnie jego normandzkim koniom, złotym łańcuszkom, ubraniu z Paryża i całej świeżej pomyślności.
Wśród tego tak nowego dlań świata, Juljan zauważył jednego, zdaje się, zacnego człowieka: był to geometra, nazwiskiem Gros, który uchodził za jakobina. Juljan, nałożywszy sobie obowiązek ustawicznego fałszu wobec całego świata, musiał się mieć na ostrożności przed panem Gros.
Z Vergy otrzymywał pakiety wypracowań, oraz rady aby często odwiedzał ojca: poddawał się tej smutnej konieczności. Słowem, łatał wcale nieźle swą reputację, kiedy, pewnego ranka, ku jego zdumieniu, obudziły go dwie rączki zasłaniające mu oczy.
Była to pani de Rênal, która wybrała się do miasta, i która, wpadłszy pędem na schody, gdy dzieci zabawiały się z ulubionym królikiem, wślizgnęła się na chwilę przed niemi do pokoju Juljana. Była to chwila rozkoszna ale bardzo krótka: skoro dzieci przybyły z królikiem aby go pokazać nauczycielowi, pani de Rênal znikła. Juljan ucieszył się wszystkim, nawet królikowi. Miał uczucie że odnajduje swą rodzinę; czuł że kocha te dzieci, że miło mu gawędzić z niemi. Uderzyła go słodycz ich głosu, prostota i dystynkcja; potrzebował obmyć swą wyobraźnię ze wszystkich pospolitości, ze wszystkich szpetnych myśli, których atmosferą oddychał w Verrières. Była to wciąż obawa braku, wciąż zbytek i nędza szamocące się z sobą. Ludzie u których jadł obiad, czynili przy pieczystem zwierzenia upokarzające dla nich samych, a ohydne dla tego kto ich słuchał.
— Wy, szlachta, macie wszelkie prawo być dumni, mówił do pani de Rênal. I opowiadał jej wszystkie obiady które przecierpiał.
— Jesteś tedy w modzie! I śmiała się z całego serca na myśl o rużu, którym pani de Valenod uważała za obowiązek się zdobić, ilekroć oczekiwała Juljana. — Sądzę że ona ma na ciebie zamiary, dodała.
Śniadanie było rozkoszne. Obecność dzieci, krępująca na pozór,