Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

Niebawem, gawęda ta zawiodła ich do Alei Wierności, gdzie spędzili kilka godzin prawie tak przyjemnie jak w Vergy.
Przez ten czas Valenod starał się uchylić stanowczą rozprawę z dawnym zwierzchnikiem, traktując go z wyniosłą i obrażoną miną: system ten powiódł się, ale pomnożył jeszcze zły humor mera.
Nigdy próżność pasująca się ze sknerstwem nie wprawiły człowieka w stan przykrzejszy, niż ów, w jakim znajdował się pan de Rênal wchodząc do restauracji. Nigdy natomiast dzieci nie były weselsze i bardziej rozbawione. Kontrast ten podrażnił go tem więcej.
— Widzę, że jestem zbyteczny we własnej rodzinie, rzekł tonem, który chciał uczynić imponującym.
Za całą odpowiedź, żona wzięła go na bok i wyłożyła mu konieczność oddalenia Juljana. Kilka godzin szczęścia wróciło jej spokój nieodzowny do przeprowadzenia planu, który obmyślała od dwóch tygodni. Miary zgryzot biednego mera dopełniało to, że wiedział iż w mieście żartują sobie publicznie z jego sknerstwa. Valenod był szczodry jak złodziej: jakoż świetnie się popisał w czasie ostatnich kwest na Stowarzyszenie św. Józefa, Matki Boskiej, na Kongregację św. Sakramentu, etc. Między nazwiskami okolicznej szlachty, zręcznie zestawionemi na rejestrach wedle wysokości ofiar, nazwisko pana de Rênal nieraz zajmowało ostatnie miejsce. Napróżno powtarzał, że on nic nie zarabia. Duchowieństwo w tych rzeczach nie zna żartów.


XXIII. STRAPIENIA UZRĘDNIKA.

Il piacere di alzar la testa tutto l’anno, è ben pagato da certi quarti d’ora che bisogna passar.
Casti.

Ale zostawmy tę małą figurę jej małym troskom; pocóż brał do domu człowieka, kiedy mu trzeba było duszy lokajskiej? Czemu nie umie dobierać sobie ludzi? Prawidłem XIX wieku jest, że, kie-