a mimo to wesołym: dwa przymioty, które we Francji nie dadzą się dziś bezwarunkowo pogodzić. Po wieczerzy odśpiewał duecik z panią de Rênal. Opowiedział parę zabawnych historyjek. Około pierwszej, kiedy Juljan zaproponował chłopcom aby poszli spać, ani chcieli słyszeć o tem.
— Jeszcze tę historję, rzekł najstarszy.
— To moja własna, signorino, rzekł signor Geronimo; przed ośmiu laty, byłem, jak ty, młodzieńcem, uczniem konserwatorjum w Neapolu, to znaczy byłem w twoim wieku; ale nie miałem zaszczytu być synem dostojnego mera pięknego miasta Verrières.
Przy tych słowach, pan de Rênal westchnął i spojrzał na żonę.
— Signor Zingarelli, ciągnął młody śpiewak, przesadzając nieco akcent ku wielkiej radości dzieci, signor Zingarelli był nauczycielem bardzo surowym. Nie kochają go w konserwatorjum; ale chce aby postępować tak, jakby się go kochało. Wymykałem się jak tylko mogłem; zachodziłem do teatrzyku San Carlino, gdzie słuchałem boskiej muzyki; ale, o nieba! co począć aby zdobyć ośm su na bilet? Olbrzymia suma, rzekł patrząc na dzieci, a dzieci w śmiech. Signor Giovannone, dyrektor San Carlino, usłyszał jak śpiewam. Miałem szesnaście lat: Ten chłopiec, to skarb, rzekł.
— Chcesz abym cię, zaangażował? spytał.
— A ile mi pan da?
— Czterdzieści dukatów na miesiąc. Moi młodzi panowie, to znaczy sto sześćdziesiąt franków. Myślałem, że niebo mi się otwiera. — Ale co począć, rzekłem, aby ten srogi Zingarelli mnie wypuścił? — Lascia fare a me.
— Zostaw to mnie, wykrzyknął najstarszy chłopiec.
— Właśnie, mój młody panie. Signor Giovannone rzekł: Caro, najpierw kontrakcik. Podpisuję: daje mi trzy dukaty. Nigdy nie widziałem tyle pieniędzy. Następnie powiada mi co mam robić.
Nazajutrz, proszę o audjencję u straszliwego pana Zingarelli. Wpuszcza mnie stary służący.
— Czego chcesz, urwisie? rzekł Zingarelli.
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.