poleońską zanadto z bliska, od strony kulis[1]. Dopiero później, obraz Napoleona i jego dzieje, oglądane z dalszej perspektywy, opromienione wspomnieniem własnej młodości Stendhala, staną się dlań przedmiotem trwałego uwielbienia.
Stendhal był, jak powiedzieliśmy, zjawiskiem odosobnionem. W epoce przełomu i potężnych prądów duchowych, nie mięszał się z nikim, nie należał do żadnego obozu, był sobą. I nie mogło być inaczej; wszak i jego bieg życia odległy był, jak widzieliśmy, od utartych dróg literackich. Nie jest pisarzem-zawodowcem; patrzy na życie bezpośrednio, nie przez pryzmat kałamarza. Przytem, znaczną część życia spędza poza Francją; jak na francuskiego literata, dla którego często świat zamyka się w Paryżu[2], to zjawisko niezwykłe. Gdy Romantycy opiewają Andaluzyjki i odalisy siedząc u Tortoniego na bulwarach, on żyje bujnem życiem cyganerji wojskowej, albo leniwem życiem Włoch, wypełnionem wrażeniami: wrażeniami oczu, uszu i serca. I przez niego przepływa romantyczny prąd epoki, ale jakiś przetworzony. Stendhal, który we wszystkiem jest przeciwnym biegunem Chauteaubrianda, pod tym względem spotyka się z nim: każdy z nich, na inny sposób, przyczynił się do rozszerzenia horyzontu; obaj są wielkimi globetrotterami, wybiegającymi myślą i uczuciem poza horyzont Francji. I zarazem, przy całej duchowej antypatji Stendhala do Chateaubrianda, możemy wszakże połączyć ich jednem nazwiskiem, aby zrozumieć jak kręte drogi żłobi sobie bieg Romanty-
- ↑ Przeglądając „Niewydane listy Stendhala“ (Souvenirs d‘egotisme et lettres inédites) natrafiłem na taki ustęp, bardzo znamienny w zestawieniu z militarno-heroicznemi marzeniami młodego Juljana Sorel. W r. 1801, Beyle pisze do przyjaciela: „Wyrzekłem się sławy wojskowej, ponieważ zanadto trzeba się płaszczyć aby się docisnąć do pierwszych miejsc, a jedynie tam czyny są na widoku“.
- ↑ E. Goncourt, najczystszej krwi literat, powiada gdzieś, że tematem dla literatury może być tylko paryżanin; reszta, to historja naturalna.