Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieści kroków, a wysokiej conajmniej na dwanaście stóp. Tego dnia, wszystko było dlań cudem.
Dwa bilardy były w ruchu; garsoni wykrzykiwali punkty, gracze uwijali się otoczeni widzami. Obłoki dymu spowijały ich siną chmurą. Wysoka postawa mężczyzn, barczyste ramiona, ciężki chód, olbrzymie bokobrody, długie surduty, wszystko ściągało uwagę Juljana. Ci szlachetni potomkowie starożytnego Bisontium mówili strasznie głośno i przybierali miny groźnych wojowników. Juljan zmartwiał w podziwie; myślał o ogromie i wspaniałości stolicy takiej jak Besançon. Nie śmiał poprosić o kawę jednego z wyniosłych panów, którzy wykrzykiwali punkty przy bilardzie.
Ale bufetowa zauważyła ładną twarzyczkę młodego prostaka, który, przystanąwszy o trzy kroki od pieca, z małym tobołkiem pod pachą, przyglądał się gipsowemu biustowi monarchy. Bufetowa, rosła dziewczyna, bardzo zgrabna i ubrana jak się godzi reprezentantce przyzwoitej kawiarni, dwa razy już szepnęła stłumionym głosem, przeznaczonym dla ucha samego Juljana: „Panie, panie!“ Juljan ujrzał duże niebieskie oczy patrzące bardzo tkliwie, i zrozumiał że to do niego mówiono.
Zbliżył się żywo do bufetu i do ładnej dziewczyny, jakgdyby szedł na nieprzyjaciela. Przy tym nagłym ruchu, tobołek upadł mu na ziemię.
Ileż politowania wzbudzi nasz parafjanin w studencikach paryskich, którzy, w piętnastym roku, umieją już wchodzić do kawiarni z tak wytworną miną! Ale ci chłopcy, tak dobrze ułożeni w piętnastym roku, w ośmnastym pospolicieją. Kurczowa nieśmiałość, jaką spotyka się na prowincji, raz przezwyciężona, staje się szkołą woli. Zbliżając się do ślicznej dziewczyny, która raczyła doń zagadać, Juljan, zdławiwszy lęk, stawał się odważny. Pomyślał: Muszę jej powiedzieć prawdę.
— Pani, rzekł, jestem pierwszy raz w Besançon, i chciałbym, za zapłatą, dostać bułkę i filiżankę kawy.
Panna uśmiechnęła się lekko i zarumieniła: bała się aby ten