Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

ładny chłopiec nie ściągnął na siebie ironji i konceptów graczy. Spłoszony, nie pokazałby się więcej.
— Siądź pan tu, koło mnie, rzekła wskazując marmurowy stolik, prawie zupełnie zasłonięty olbrzymim mahoniowym bufetem.
Wychyliła się z bufetu, co dało jej sposobność rozwinięcia wspaniałej talji. Juljan zauważył to; natychmiast myśli jego wzięły inny obrót. Piękna panna postawiła przed nim filiżankę, cukier i bułkę. Wahała się czy ma zawołać o kawę, rozumiejąc że z nadejściem garsona sam na sam skończyłoby się.
Juljan, zamyślony, porównywał tę wesołą i piękną blondynę z pewnemi wspomnieniami oblegającemu go uparcie, świadomość uczucia, które zostawił za sobą, uczyniła go śmielszym. Piękna panna w lot zrozumiała spojrzenie Juljana.
— Ten dym przyprawia pana o kaszel, niech pan przyjdzie na śniadanie jutro przed ósmą; wówczas jestem prawie sama.
— Jak pani na imię? spytał Juljan z pieszczotliwym mimo iż uroczo nieśmiałym uśmiechem.
— Amanda Binet.
— Czy pozwoli pani, abym przesłał pani, za godzinę, paczkę, ot, taką jak ta?
Piękna Amanda zastanowiła się nieco.
— Pilnują mnie: toby mnie mogło narazić; ale napiszę panu swój adres na kartce którą pan przypnie do pakunku. Niech pan przyśle bez obawy.
— Nazywam się Juljan Sorel, rzekł chłopiec, nie mam tu nikogo.
— A, rozumiem, rzekła wesoło, przybył pan do Szkoły prawdziwej?
— Niestety, nie, odparł Juljan; przysłano mnie do Seminarjum.
Głębokie rozczarowanie odbiło się na twarzy Amandy; zawołała garsona, już się przestała obawiać. Garson, nie patrząc na Juljana, nalał mu kawy.