Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

Wzięła klucz i zaprowadziła go sama do pokoju, polecając spisać na kartce co zostawia.
— Boże drogi, ależ panu do twarzy w tym stroju, księże Sorel, rzekła pulchna kobieta, kiedy Juljan zeszedł do kuchni. Zaraz panu przygotuję smaczny obiadek; i — dodała ciszej — będzie pana kosztował tylko dwadzieścia su, a nie pięćdziesiąt jak wszyscy płacą; trzeba oszczędzać pańską sakiewkę.
— Mam dziesięć ludwików, rzekł Juljan z niejaką dumą.
— Och, dobry Boże! zawołała poczciwa gospodyni z przestrachem, niech pan nie mówi tak głośno, dosyć jest nicponiów w Besançon. Ukradną to panu, ani się obejrzysz. Zwłaszcza nie zachodź nigdy do kawiarni: aż się tam roi od hultajów.
— A, tak? rzekł Juljan któremu te słowa dały do myślenia.
— Przychodź pan tylko do mnie: sama zrobię panu kawę. Pamiętaj, że zawsze znajdziesz tu życzliwe serce i dobry obiad za franka: to się nazywa chyba uczciwie mówić. A teraz, do stołu: obsłużę pana sama.
— Nie mógłbym jeść, rzekł Juljan, nadto jestem wzruszony: prosto stąd mam iść do seminarjum.
Przed odejściem, poczciwa kobieta wypchała mu kieszenie przysmakami. Wreszcie, Juljan puścił się w stronę straszliwego przybytku; gospodyni, stojąc w drzwiach, wskazywała mu drogę.


XXV. SEMINARJUM.

Trzysta trzydzieści sześć obiadów po 85 centymów, trzysta trzydzieści sześć kolacyj po 38 centymów, czekolada dla uprzywilejowanych; ile można zyskać na dostawie?
Valenod z Besançon.

Zdala ujrzał złocony krzyż na drzwiach; zbliżył się wolno, nogi uginały się pod nim. — Oto więc owo piekło, z którego nie zdołam się wyrwać! Wreszcie zdobył się na to aby zadzwonić. Odgłos