że panuje nad sobą. Po bardzo długim egzaminie, miał wrażenie że srogość księdza Pirard jest już tylko przybrana. W istocie, gdyby nie surowe zasady, jakie od lat piętnastu nałożył sobie wobec uczniów, dyrektor uściskałby Juljana w imię logiki, tak odpowiedzi jego wydały mu się bystre, ścisłe i jasne.
— Umysł zdrowy i śmiały, pomyślał, ale corpus debile (ciało słabe).
— Często padasz w ten sposób? rzekł do Juljana, wskazując na podłogę.
— Pierwszy raz w życiu; fizjognomja odźwiernego tak mnie zmroziła, odparł Juljan rumieniąc się jak dziecko.
Ksiądz Pirard niemal że się uśmiechnął.
— Oto skutek próżności świata; przyzwyczaiłeś się widać do uśmiechniętych twarzy, zwierciadeł kłamstwa. Prawda jest surowa, młodzieńcze. A nasze zadanie na tym padole czy nie jest surowe? Trzeba się mieć na straży przed tą słabością: za wiele wrażliwości na czcze pozory.
— Gdyby mi cię nie polecono, dodał ksiądz Pirard wracając z widoczną przyjemnością do łaciny, gdyby mi cię nie polecił taki człowiek jak ksiądz Chélan, mówiłbym do ciebie pustym językiem tego świata, do którego, jak się zdaje, zbyt jesteś przyzwyczajony. Całkowite zwolnienie od opłaty, powiedziałbym ci, jest rzeczą niezmiernie trudną. Ale smutneby było, gdyby ksiądz Chélan, po pięćdziesięciu sześciu latach pracy apostolskiej, nie rozporządzał jednem wolnem miejscem w seminarjum.
Po tych słowach, ksiądz Pirard zalecił Juljanowi, aby nie wstępował do żadnego tajnego towarzystwa ani kongregacji bez jego zezwolenia.
— Ręczę honorem, rzekł Juljan z zapałem uczciwego człowieka.
Dyrektor seminarjum pierwszy raz się uśmiechnął.
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.