gawego miejsca, ale sądziłem że śniadanie wypadnie mi tam taniej niż w gospodzie. Dama, wyglądająca na właścicielkę, wzruszyła się mojem nieśmiałem wejrzeniem. „Besançon pełne jest hultajów, rzekła, boję się o pana. Gdyby się panu zdarzyło co złego, zwróć się Pan do mnie, przyślij do mnie przed ósmą. Jeśli odźwierny nie zechce spełnić pańskiego zlecenia, powiedz pan że jesteś moim krewnym, rodem z Genlis...
— Każę sprawdzić tę gadaninę! wykrzyknął ksiądz Pirard, który, nie mogąc wytrwać w miejscu, przechadzał się po pokoju. Ruszaj do celi!
Ksiądz udał się za Juljanem i zamknął go na klucz. Chłopiec wziął się natychmiast do przetrząśnięcia walizy, na której dnie nieszczęsna karta była starannie ukryła. Nic nie brakło w walizie, ale rzeczy były poprzewracane: a przecież miał zawsze klucz przy sobie! Co za szczęście, myślał Juljan, że, w czasie mej ślepoty, nie skorzystałem nigdy z pozwolenia wyjścia: rozumiem teraz dobroć, z jaką ksiądz Castanède ofiarowywał mi je tak często. Może skusiłbym się zmienić ubranie i odwiedzić piękną Amandę; zgubiłbym się. Skoro ten plan zawiódł, wówczas, aby nie zmarnować poszlaki, użyto jej do denuncjacji.
W dwie godziny później rektor zawołał Juljana.
— Nie skłamałeś, rzekł patrząc mniej surowo; ale przechowywać taki adres, to nierozwaga, z której nie możesz sobie nawet zdać sprawy. Nieszczęsne dziecko! za dziesięć lat jeszcze może ci to zaszkodzić.
Współczesność, wielki Boże! to Arka święta: biada temu, kto jej dotknie.
Diderot.
Czytelnik daruje nam, że z tej epoki życia Juljana niewiele przytoczymy ścisłych i jasnych faktów. Nie aby ich brakowało; przeciwnie; ale to, co ujrzał w seminarjum, byłoby może zbyt czar-