Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

cię nienawidzili; jeśli będą udawali życzliwość, to tylko poto aby cię tem pewniej zdradzić. Na to jest tylko jedno lekarstwo: chroń się ze wszystkiem do Boga, który, aby cię ukarać za twą pychę, zesłał na ciebie tę nienawiść. Niech twoje postępowanie będzie czyste, to jedyny ratunek dla ciebie. Jeśli będziesz się trzymał prawdy z niezłomną wytrwałością, wcześniej lub później wrogowie twoi będą pognębieni.
Od tak dawna Juljan nie słyszał przyjaznego głosu, że trzeba mu darować tę słabość: rozpłakał się. Ksiądz Pirard wziął go w ramiona; była to chwila bardzo słodka dla obu.
Juljan szalał z radości. Było to pierwsze jego odznaczenie, przynoszące olbrzymie korzyści. Aby je pojąć, trzeba być skazanym na miesiące całe bez chwili samotności, w bezpośredniem zetknięciu z dokuczliwymi i natrętnymi kolegami. Same ich krzyki wystarczyłyby aby delikatniejszy ustrój doprowadzić do choroby. Hałaśliwa radość dobrze odkarmionych i dobrze odzianych chłopskich synów znajdowała dopiero wówczas pełny upust, kiedy krzyczeli ile im tchu starczyło.
Obecnie, Juljan jadał sam, lub prawie sam, w godzinę po innych. Miał klucz od ogrodu, mógł się przechadzać samotnie.
Ku wielkiemu zdumieniu, Juljan spostrzegł że go mniej nienawidzą, gdy on spodziewał się zdwojenia nienawiści. Tajemna chęć odosobnienia się, chęć aż nazbyt widoczna, która zyskała mu tylu wrogów, przestała być oznaką śmiesznej pychy. W oczach otaczających go gruboskórców było to słuszne poczucie godności. Nienawiść osłabła znacznie, zwłaszcza między młodszymi, którzy stali się uczniami Juljana i których traktował wielce uprzejmie. Stopniowo nawet zyskał stronników; stało się w złym tonie nazywać go Marcinem Lutrem.
Ale poco wymieniać jego przyjaciół, wrogów? Wszystko to jest brzydkie, tem brzydsze im intencja szczersza. Oto są wszelako jedyni nauczyciele moralności jakich ma lud; a coby się z nim stało bez nich? Czyż dziennik zdoła kiedy zastąpić proboszcza?