Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

Od czasu nowej godności Juljana, rektor Pirard uważał aby z nim nigdy nie mówić na osobności. Była to ostrożność wskazana tak ze względu na przełożonego jak na ucznia: ale zwłaszcza była to próba. Niewzruszoną zasadą surowego jansenisty Pirarda było: Gdy dany człowiek wart jest coś w twoich oczach, stawiaj mu przeszkody we wszystkich jego życzeniach i zamiarach. Jeśli wartość jest istotna, zdoła zwyciężyć albo ominąć przeszkody.
Był to czas polowania. Fouqué wpadł na myśl, aby posłać do seminarjum jelenia i dzika, niby od rodziców Juljana. Złożono zwierzynę w przejściu, między kuchnią a refektarzem; tam ujrzeli ją seminarzyści idąc na obiad. Ciekawość była ogromna. Dzik, choć martwy, budził lęk w najmłodszych: dotykali jego kłów. Cały tydzień mówiono tylko o tem.
Dar ten, wznosząc rodzinę Juljana do wyżyn powszechnego szacunku, zadał śmiertelny cios zazdrości. Urok dobrobytu uświęcił jego wyższość. Chazel i najwybitniejsi koledzy zaczęli mu nadskakiwać: maluczko, a byliby mu robili wyrzuty, że ich nie uprzedził o swej zamożności i tem samem naraził na możliwość chybienia szacunku pieniędzom.
Nadszedł pobór do wojska; Juljana zwolniono jako seminarzystę. Okoliczność ta wzruszyła go głęboko. — Oto więc minęła na zawsze chwila, w której, przed dwudziestu laty, zaczęłoby się dla mnie życie bohatera!
Przechadzając się w ogrodzie, usłyszał rozmowę dwóch murarzy, naprawiających coś koło muru.
— I cóż, trzeba iść, nowy pobór!
— Gdyby to za niego, niechby! murarz zostawał oficerem, generałem: hoho! widzieli to ludzie.
— Aha, właśnie! teraz same dziady idą. Kto ma za co, zostaje w domu.
— Biedak zostanie biedakiem, i tyle!
— Słuchajno, czy to prawda co mówią, że on umarł? wtrącił trzeci murarz.