Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

spiesznie. Juljan ledwie miał czas obrócić się ku drzwiom; ujrzał małego staruszka z krzyżem biskupim na piersiach. Skłonił się nisko: biskup, przechodząc, uśmiechnął się dobrotliwie. Piękny ksiądz udał się za nim; Juljan został sam w salonie i mógł podziwiać dowoli jego zbożny przepych.
Biskup, człowiek ciężko doświadczony ale nie złamany na duchu długiemi latami emigracji, miał przeszło siedemdziesiąt pięć lat i bardzo niewiele troszczył się o to co się stanie za lat dziesięć.
— Kto jest ten seminarzysta, któremu tak sprytnie patrzy z oczu? spytał. Czy, wedle moich przepisów, nie powinien już spać o tej porze?
— Och, ten jest bardzo rozbudzony, ręczę za to, Wasza Dostojność, i przynosi nam wielką nowinę: dymisję jedynego jansenisty, jakiego mieliśmy w diecezji. Wreszcie, niewzruszony ksiądz Pirard zrozumiał.
— Ba! rzekł biskup śmiejąc się, spróbujcie znaleźć kogoś godniejszego na jego miejsce. Żeby wam pokazać jak go wysoko cenię, zaproszę go na jutro na obiad.
Wielki wikarjusz chciał natrącić parę słów co do wyboru następcy, ale prałat, nie usposobiony do poważnej rozmowy, rzekł:
— Nim zamianujemy nowego, dowiedzmy się czemu ten odchodzi. Zawołaj mi seminarzystę; prawda przemawia przez usta maluczkich.
Przywołano Juljana. Stanę wobec dwóch inkwizytorów, pomyślał. Nigdy nie czuł w duchu więcej męstwa.
W chwili gdy wszedł, dwaj lokaje, ubrani lepiej niż sam pan Valenod, rozbierali Jego Dostojność. Nim prałat spytał o księdza Pirard, uważał za właściwe zagadnąć Juljana o nauki. Zaczął od dogmatów i zdumiał się. Niebawem przeszedł do klasyków, do Wergilego, Horacjusza, Cycerona. Te nazwiska, pomyślał Juljan, zyskały mi numer 198. Nie mam nic do stracenia, starajmy się popisać. Udało mu się; prałat, sam wyborny humanista, był zachwycony.