Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

Ćwiartka papieru, którą mu wręczył ksiądz, tłumaczyła wszystko.
— Drogi księże, rzekł margrabia, uporawszy się w niespełna pięć minut z formułkami grzeczności oraz kwestjami osobistemi; drogi księże, wśród mej rzekomej pomyślności, brak mi czasu na poważne zajęcie się dwiema małemi a wszelako dość ważnemi sprawami: interesami i rodziną. Troszczę się w wielkich linjach o losy swego domu, mogę go wznieść wysoko; dbam o swoje przyjemności, co powinno iść w pierwszym rzędzie, przynajmniej w moich oczach, dodał spostrzegając zdziwienie na twarzy księdza Pirard. (Mimo iż człowiek wytrawny, proboszcz zdumiał się, słysząc że starzec może tak szczerze mówić o swoich przyjemnościach).
— Oczywiście, praca istnieje w Paryżu, ciągnął wielki pan, ale gdzieś na piątem pięterku; z chwilą zaś gdy ktoś się styka ze mną, zaraz bierze mieszkanie na drugiem, a żona jego wyznacza dni przyjęć; tem samem koniec z pracą, cały wysiłek obraca się na to, aby być lub udawać że się jest światowym człowiekiem. To ich jedyna troska z chwilą gdy mają chleb.
Co do moich procesów, ściśle mówiąc — i to wziąwszy każdy proces z osobna — mam adwokatów, którzy się zabijają pracą; przedwczoraj jeden umarł mi na suchoty. Ale, co do moich spraw w ogólności, czy uwierzyłbyś księże, iż, od trzech lat, zrezygnowałem ze znalezienia człowieka, któryby, pisząc do mnie, raczył zastanowić się bodaj trochę? Zresztą, wszystko to, to tylko wstęp.
Szanuję cię, księże, i, śmiem dodać, mimo że widzimy się poraz pierwszy, kocham cię. Czy chcesz być moim sekretarzem z płacą ośmiu tysięcy franków, lub dwa razy tyle? Zyskałbym na tem jeszcze, przysięgam; i zobowiązuję się zachować księdzu owo piękne probostwo na czas kiedyby nam przyszło się rozstać.
Ksiądz odmówił, ale, pod koniec rozmowy, szczery kłopot margrabiego obudził w nim myśl.
— Zostawiłem w seminarjum biednego chłopca, którego, jeśli się nie mylę, czeka srogie prześladowanie. Gdyby był poprostu za-