Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

niało wszystko. Wytłumaczył przyjacielowi, że list księdza Pirard odbiera mu swobodę rozstrzygania o swym losie.
Nazajutrz, około południa, przybył do Verrières; czuł się najszczęśliwszym z ludzi, spodziewał się ujrzeć panią de Rênal. Udał się najpierw do swego protektora, zacnego księdza Chélan. Ksiądz przyjął go surowo.
— Czy uważasz żeś mi coś winien? rzekł ksiądz nie odpowiadając na przywitanie. Zjesz śniadanie ze mną, przez ten czas najmę ci innego konia, i opuścisz Verrières, nie widząc się z nikim.
Usłyszeć znaczy usłuchać, odparł Juljan z miną seminarzysty; poczem była już mowa jedynie o teologji i klasycznej łacinie.
Wsiadł na konia, ujechał milę, poczem, ujrzawszy las i pewny że go nikt nie widzi, zapuścił się weń. O zachodzie słońca, odesłał konia; następnie zaszedł do wieśniaka, który zgodził się sprzedać mu drabinę i zanieść ją za Juljanem do lasku nad Aleją Wierności w Verrières.
— To jakiś biedny dezerter albo przemytnik, pomyślał wieśniak rozstając się z Juljanem, ale co mi tam! zapłacił uczciwie za drabinę, a wszak i mnie zdarzało się to i owo w życiu.
Noc była ciemna. Około pierwszej, Juljan, dźwigając drabinę, wszedł do miasteczka. Zeszedł corychlej w łożysko potoku, który przerzyna wspaniałe ogrody pana de Rênal, ocembrowane murem dziesięć stóp wysokim. Juljan przebył z łatwością potok przy pomocy drabiny. — Jak przyjmą mnie psy? myślał. W tem cała kwestja. Psy zaczęły szczekać i puściły się pędem na niego; gwizdnął zcicha, zaczęły się łasić.
Pnąc się z terasy na terasę, mimo że wszystkie furtki były zamknięte, dostał się z łatwością pod okno pani de Rênal, położone na jakie dziesięć stóp nad ziemią.
W okienicach znajdował się mały otwór w kształcie serca, dobrze znany Juljanowi. Ku jego zmartwieniu, otwór był ciemny, nie oświecała go od wewnątrz lampka nocna.
— Wielki Boże! pomyślał; widocznie, tej nocy, pani de Rênal