żyć drzwi. Tylko żadnych wyznań, zakazuję ci; lepiej niech ma podejrzenia niż pewność.
— Nie skacz, zabijesz się! to była jej jedyna odpowiedź i jedyna obawa.
Odprowadziła go do okna, następnie ukryła odzież. Wreszcie, poszła otworzyć mężowi, pieniącemu się z gniewu. Przepatrzył bez słowa pokój, alkierz, i znikł. Pani de Rênal rzucała Juljanowi ubranie, pochwycił je i zbiegł pędem ku rzece.
Biegnąc, usłyszał świst kuli i równocześnie prawie strzał z fuzji.
— To nie pan de Rênal, pomyślał; zanadto źle ktoś strzela jak na niego. Psy biegły obok Juljana w milczeniu, drugi strzał strzaskał widocznie łapę psu, który zaczął wyć żałośnie. Juljan zeskoczył z terasy, przebiegł pod jej zasłoną jakie pięćdziesiąt kroków, poczem zaczął uciekać w innym kierunku. Usłyszał nawołujące się głosy, ujrzał wyraźnie służącego, swego wroga, jak pali doń z fuzji; jakiś chłop strzelił również z drugiej strony; ale już Juljan dobił do rzeki.
Ubrał się śpiesznie. W godzinę potem, był o milę od Verrières, na drodze do Genewy. — Jeśli się czego domyślą, będą mnie szukali na drodze do Paryża.
O rus, quando ego te aspiciam!
Horacy.
— Pan czeka zapewne na dyliżans do Paryża? spytał właściciel gospody, gdzie Juljan zatrzymał się na śniadanie.
— Dzisiejszy, jutrzejszy, wszystko mi jedno, rzekł Juljan.
W chwili gdy tak udawał obojętność, dyliżans przybył właśnie. Były dwa miejsca wolne.
— Jakto, to ty, poczciwy Falcoz, rzekł podróżny przybywający od strony Genewy do kogoś, kto wsiadł równocześnie z Juljanem.