— Myślałem że sobie siedzisz gdzieś pod Ljonem, rzekł Falcoz, w rozkosznej dolinie Rodanu!
— Ładnie siedzę! Uciekam.
— Co! ty, uciekasz? ty, Saint-Giraud? ty, z tą rozsądną miną, popełniłeś jaką zbrodnię? rzekł Falcoz śmiejąc się.
— Na honor, na jednoby wyszło. Uciekam od straszliwego życia prowincji. Lubię chłód lasów i spokój wiejski, wiesz o tem; nieraz obwiniałeś mnie o romantyzm. Nie chciałem nigdy słyszeć o polityce, i polityka mnie wypędza.
— Do jakiegoż ty stronnictwa należysz?
— Do żadnego, i to mnie gubi. Oto całe moje życie polityczne: lubię muzykę, malarstwo, dobra książka jest dla mnie istnem świętem, przekroczyłem właśnie czterdziestkę! Cóż mi zostaje? Piętnaście, dwadzieścia, trzydzieści lat najwyżej. Więc cóż! twierdzę, że, za trzydzieści lat, ministrowie będą nieco sprytniejsi, ale tak samo uczciwi jak dziś. Historja Anglji jest dla mnie zwierciadłem naszej przyszłości. Zawsze znajdzie się król, który zechce rozszerzyć swoje przywileje; zawsze ambicje poselskie, sława i dochody jakiegoś Mirabeau będą mąciły sen zamożnych prowincjałów; nazywają to miłością wolności i ludu. Zawsze chętka zostania parem lub szambelanem skusi reaków. Każdy, na okręcie Państwa, zechce być sternikiem, bo to jest popłatne. Czyż nigdy nie znajdzie się skromne miejsce dla biednego pasażera?
— Przejdźmy do faktów, które muszą być bardzo zabawne przy twojej spokojnej naturze. Czy to ostatnie wybory wypędziły cię z prowincji?
— Przekleństwo dawniej sięga. Miałem, przed czterema laty, czterdzieści lat i pięćset tysięcy franków; dziś mam o cztery lata więcej i prawdopodobnie o pięćdziesiąt tysięcy franków mniej, stracę je bowiem na sprzedaży dworku w Monfleury, cudnie położonego w pobliżu Rodanu. W Paryżu znużyła mnie ustawna komedja, do której zniewala wasza tak zwana cywilizacja XIX wieku. Byłem spragniony swobody i prostoty. Kupuję tedy majątek w gó-
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.