wszystkich monarchicznych głupstw. Wydanie coprawda poprawione, mogło trwać jeszcze wiek lub dwa. Szlachta i księża chcieli wrócić do dawnego, ale nie mają dość żelaznej ręki aby je narzucić publiczności.
— Et, bajania drukarza-emeryta!
— Więc kto mnie wypędza z majątku? ciągnął ex-drukarz z gniewem. Księża, których Napoleon wskrzesił przez swój konkordat, zamiast ich traktować tak jak państwo traktuje lekarzy, adwokatów, astronomów, widzieć w nich tylko obywateli, nie troszcząc się o rzemiosło którem zarabiają na życie. Czy istnieliby dzisiaj butni szlachcice, gdyby Napoleon nie porobił baronów i hrabiów? Nie, wyszli już z mody. Obok księży, właśnie te szlachetki wiejskie zalały mi sadła za skórę i zmusiły mnie do zostania liberałem!
Rozmowa ciągnęła się w nieskończoność; przedmiot ten będzie zaprzątał Francję jeszcze pół wieku. Gdy Saint-Giraud powtarzał wciąż, że niepodobna żyć na prowincji, Juljan przytoczył nieśmiało pana de Rênal.
— Do kroćset, młody człowieku, paradny jesteś! wykrzyknął Falcoz; ten człowiek stał się młotem, aby nie być kowadłem, i w dodatku straszliwym młotem. Ale zdystansował go jeszcze Valenod. Znasz tego buhaja? to numer pierwszy. Co powie twój Rênal, kiedy, pewnego pięknego poranka, usuną go, a zamianują Valenoda w tego miejsce?
— Zostanie sam na sam ze swemi zbrodniami, rzekł Saint-Giraud. Znasz tedy Verrières, młodzieńcze? No, więc! Bonaparte, niech go niebo pognębi, jego i jego monarchiczną tandetę, uczynił możliwem panowanie Rênalów i Chélanów, z którego wynikło panowanie Valenodów i Maslonów.
Ta gorzka polityczna rozmowa uderzyła Juljana i rozwiała jego rozkoszne dumania.
Pierwsze wrażenie Paryża, widzianego z oddali, nie było zbyt silne. Zamki na lodzie przyszłego losu musiały walczyć z żywem jeszcze wspomnieniem doby w Verrières. Przysięgał sobie nigdy
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.