łudnie... A teraz, idź, giń... Zapomniałem: idź sobie zamów buty koszule, kapelusz; masz tu adresy.
Juljan spojrzał na pismo.
— To pismo margrabiego, rzekł ksiądz; jestto człowiek czynu, który przewiduje wszystko i woli raczej działać niż wydawać zlecenia. Bierze cię do domu, iżbyś mu oszczędził tego mozołu. Czy będziesz miał natyle sprytu, aby dobrze wypełnić wszystko, co człowiek tak żywy wskaże ci pół-słowem? Przyszłość to pokaże: uszy do góry!
Juljan udał się, nie mówiąc słowa, do magazynów, których adres mu wskazano; zauważył, że wszędzie przyjęto go z szacunkiem; szewc zaś, wpisując jego nazwisko do książki, napisał p. Juljan de Sorel.
Na cmentarzu Père-Lachaise, jegomość jakiś, nader uprzejmy, a jeszcze bardziej liberalny w swoich odezwaniach, ofiarował się wskazać Juljanowi grób marszałka Neya, którego względy polityczne pozbawiły nagrobka. Rozstawszy się z tym liberałem, który, ze łzami w oczach, tulił go niemal w objęciach, Juljan spostrzegł, że nie ma zegarka. Wzbogacony tem doświadczeniem, zjawił się trzeciego dnia, o południu, u księdza Pirard, który przypatrywał mu się bystro.
— Zrobisz się może próżnym fircykiem, rzekł surowo.
Juljan miał wygląd młodego człowieka w grubej żałobie, z czem było mu istotnie do twarzy; ale poczciwy ksiądz był sam zanadto parafjaninem, aby zauważyć u Juljana ten charakterystyczny ruch ramion, który wyraża na prowincji zarazem elegancję i ważność. Wrażenie, jakie odniósł margrabia, było bardzo odmienne od sposobu, w jaki zacny ksiądz ocenił grację Juljana.
— Czy ksiądz miałby co przeciw temu, aby pan Sorel brał lekcje tańca? spytał.
Ksiądz osłupiał.
— Nie, odparł, Juljan nie jest księdzem.
Skacząc po dwa stopnie po ukrytych schodkach, margrabia
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.