Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

klerykiem, pomyślał margrabia; ale tak trzeba mi było pewnego człowieka!
Sprzeciwiać nie pisze się przez sz, rzekł margrabia; kiedy pan skończy przepisywanie, poszukaj w słowniku wyrazów, których nie będziesz pewny.
O szóstej, margrabia wezwał Juljana; z widoczną przykrością popatrzył na jego buty. — To moja wina, rzekł; nie powiedziałem panu, że codziennie o wpół do szóstej trzeba się ubrać.
Juljan patrzał nie rozumiejąc.
— To znaczy włożyć pończochy. Arsen będzie tego pilnował; dzisiaj, ja sam cię wytłumaczę.
Domawiając tych słów, pan de la Mole prowadził Juljana przez salon kapiący od złoceń. W podobnych okolicznościach, pan de Rênal nie omieszkał nigdy przyśpieszyć kroku, aby wejść pierwszy. Próżnostka dawnego chlebodawcy sprawiła, że Juljan nadeptał na nogę margrabiemu, urażając dotkliwie jego podagrę. Och! niezgrabiasz w dodatku, mruknął margrabia. Przedstawił go wysokiej i imponującej damie; była to margrabina. Mina jej wydała się Juljanowi dość impertynencka; coś w rodzaju pani de Maugiron, podprefekciny okręgu Verrières, kiedy celebrowała przy obiedzie w dzień św. Karola. Oszołomiony wspaniałością salonu, Juljan nie słyszał co mówił pan de la Mole. Margrabina ledwie nań spojrzała. Było tam kilka osób; Juljan poznał z niewymowną przyjemnością młodego biskupa z Adge, który raczył doń przemówić parę słów swego czasu, przy ceremonji w Bray-le-Haut. Młody prałat przeląkł się widocznie tkliwych spojrzeń jakie wlepiał w niego ośmielony Juljan i nie kwapił się odnawiać znajomości.
Wszyscy wydali się Juljanowi jacyś smutni, sztywni; w Paryżu mówi się cicho i unika się wszelkej przesady.
Około wpół do szóstej, wszedł do salonu ładny młodzieniec z wąsami, blady i smukły; miał bardzo małą głowę.
— Zawsze dajesz na siebie czekać, rzekła margrabina, którą pocałował w rękę.