szy pana mera; myśli od tego czasu, że mógł był dobić targu tańszym kosztem.
Aby dojść w Verrières do publicznego szacunku, główna rzecz jest, aby, wznosząc wiele murów, nie przejąć wszelako jakiegoś pomysłu przywiezionego z Włoch przez murarzy którzy na wiosnę ciągną przez Jura do Paryża. Takie nowatorstwo ściągnęłoby na nieopatrznego budownika wiekuistą reputacją pomylonej głowy: byłby na zawsze zgubiony w oczach roztropnych i umiarkowanych ludzi, którzy rozstrzygają o poważaniu we Franche-Comté.
W gruncie, owi roztropni ludzie wykonują tam najnudniejszy w świecie despotyzm; toteż, z przyczyny tego brzydkiego słowa, pobyt w małem miasteczku nieznośny jest dla kogoś, kto żył w wielkiej republice nazwanej Paryżem. Tyranja opinji — i co za opinji! — jest równie głupia w małych miasteczkach Franche-Comté co w Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Znaczenie! Panowie, alboż to nic? Szacunek głupców, podziw dzieci, zazdrość bogaczy, wzgarda mędrca.
Barnave.
Szczęściem dla sławy pana de Rênal jako administratora, w promenadzie publicznej, biegnącej zboczem o jakie sto stóp nad Doubs, okazało się potrzebne olbrzymie podmurowanie. Temu cudownemu położeniu zawdzięcza ta promenada jeden z najbardziej malowniczych widoków Francji. Ale, co wiosnę, deszcze orały bruzdy, żłobiły wyrwy i czyniły to miejsce przechadzki niepodobnem do użytku. Niedogodność ta, która dokuczyła wszystkim, dała panu de Rênal szczęśliwą sposobność unieśmiertelnienia swych rządów murem na dwadzieścia stóp wysokim a długim na trzydzieści lub czterdzieści sążni.