Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pochwalasz więc mój projekt? rzekł pan de Rênal, dziękując uśmiechem żonie za szczęśliwą myśl. — Zatem, rzecz postanowiona.
— Ach, Boże! mężu, jak ty się szybko decydujesz!
— Bo ja mam charakter; proboszcz przekonał się o tem. Niema co owijać w bawełnę, jesteśmy tu otoczeni liberałami. Wszyscy ci fabrykanci perkalików zazdroszczą mi, wiem; paru z nich zbiło ładny majątek; dobrze tedy! niech widzą synów pana de Rênal, idących na przechadzkę z preceptorem. To imponuje. Dziadek opowiadał nam często, że w młodości miał preceptora. Będzie mnie to kosztowało sto talarów, ale można je wciągnąć w rubrykę wydatków reprezentacyjnych.
Ta nagłe postanowienie pogrążyło panią de Rênal w zadumie. Była to wysoka, kształtna kobieta, już jako panna znana w okolicy z urody. Miała w sobie jakąś prostotę, coś młodego w ruchach: w oczach paryżanina, ten naiwny wdzięk, pełen nienawiści i życia, zbudziłby może obrazy pełne słodkiej rozkoszy. Gdyby pani de Rênal mogła się domyślać tryumfu tego rodzaju, uczułaby się z pewnością bardzo zawstydzona. Ani zalotność, ani mizdrzenie się nie zagościły nigdy w jej sercu. Szeptano, że Valenod, bogaty dyrektor Przytułku, zalecał się do niej swego czasu, ale napróżno, co rzucało osobliwy blask na cnotę pani de Rênal; Valenod bowiem, słuszny młody człowiek o atletycznej budowie, z rumianą twarzą i bujnemi czarnemi bokobrodami, był z typu owych grubych i hałaśliwych brutalów, którym, na prowincji, daje się miano „przystojnych mężczyzn“.
Panią de Rênal, osobę nader nieśmiałą, z pozoru bardzo nierówną, raziła zwłaszcza ustawiczna ruchliwość i donośny głos pana Valenod. Niechęć do tego, co w Verrières nazywa się wesołością, zyskała jej reputację osoby bardzo dumnej ze swego urodzenia. Nie czyniła tego rozmyślnie, ale była bardzo rada, że mieszkańcy Verrières rzadziej ją odwiedzają. Nie będziemy ukrywali, iż, w oczach miejscowych pań, uchodziła za głupią, ponieważ nie