Wszedłszy do domu, Juljan uczuł na ramieniu potężną dłoń ojca; drżał, spodziewając się nowych razów.
— Odpowiadaj bez łgarstwa; zakrzyczał mu w ucho twardy głos starego chłopa, gdy ręka ojca kręciła nim jak dziecko ołowianym żołnierzem. Wielkie czarne oczy Juljana, napełnione łzami, znalazły się nawprost szarych oczków cieśli, który zdawał się czytać w samem dnie jego duszy.
Cunctando restituit rem.
Ennius.
— Odpowiadaj bez łgarstwa, jeśli potrafisz, hyclu jeden: skąd znasz panią de Rênal? Kiedyś z nią mówił?
— Nigdym nie mówił, odparł Juljan; widziałem ją w kościele.
— Aleś patrzył na nią, bezwstydne ladaco?
— Nigdy! w kościele widzę tylko Boga, dodał Juljan z obłudną miną, stanowiącą w jego mniemaniu tarczę przeciw nowym uderzeniom.
— Coś w tem siedzi, mruknął chytry kmiotek i zamilkł na chwilę; ale z ciebie nic nie wycisnę, obłudniku przeklęty. Mniejsza z tem, uwolnię się od ciebie, a tartak tylko skorzysta. Pozyskałeś sobie proboszcza, czy innego djabła, który ci się wystarał o ładną posadę. Idź spakować rzeczy, zaprowadzę cię do pana de Rênal, gdzie będziesz preceptorem przy dzieciach.
— Cóż za to dostanę?
— Życie, ubranie i trzysta franków rocznie.
— Ja nie chcę być lokajem.
— Tumanie, kto mówi o lokaju? czy jabym pozwolił aby mój syn był lokajem?
— Ale z kim będę jadał?